wtorek, 30 lipca 2013

O tym dlaczego koty są a potem ich nie ma...






Jak już kilka razy wcześniej wspominałam, zanim pojawiliśmy się z Aleksem w domu pana i pani, był tam inny kot o imieniu Pedro. Ale jak tu zamieszkaliśmy, to jego już nie było. Pani mi powiedziała, że Pedro był już starszym kotem, bardzo chorym na nerki i nadszedł dzień, kiedy odszedł za Tęczowy Most. To ja od razu zapytałam, czy mógłby do nas wrócić, bo we troje byłoby nam jeszcze weselej. Na to pani mi odpowiedziała, że stamtąd już się nie wraca. No i ja nie rozumiałam za bardzo dlaczego. Bo przecież jeżeli pójdziemy z Aleksem do ogrodu sąsiadów, to zawsze możemy stamtąd wrócić. Nawet jeśli drzwi do domu są zamknięte, bo pan i pani musieli gdzieś na chwilkę wyjść (bo jak idą na dłużej, to zawsze nas szukają i zamykają w domu), to wiadomo, że zaraz będą i do domu też można wrócić. I nawet jak sami wyjechali bardzo bardzo daleko (na straszliwie dla nas kotów długo) na urlop, to też przecież wrócili. To dlaczego Pedro nie może do nas wrócić zza tego całego mostu, skoro tak byłoby o wiele weselej? I wtedy Pani mi powiedziała, że tam za Tęczowym Mostem jest takie miejsce, gdzie trafiają kotki, które już nie żyją, dlatego nie mogą do nas wrócić się pobawić. Ale że zawsze są w naszych wspomnieniach, tak samo jak ludzie. Pedro też trafił do naszych ludzi dlatego, że jego poprzedni pan umarł. I już nie wrócił, i nie miał się kto kotem opiekować. Myślę, że to bardzo smutna sprawa z tym umieraniem, bo koty bardzo się przyzwyczajają do swoich przyjaciół,a tym bardziej do ludzi, którzy są dla nich dobrzy i na pewno jest im strasznie smutno, kiedy ci nie wracają... Macham łapką i do zobaczenia...

niedziela, 28 lipca 2013

Kocie menu...






Muszę się przyznać, że jesteśmy z Aleksem ogromnymi łasuchami. I że nasi pani i pan bardzo o nas w kwestii jedzenia dbają. Bo zawsze mamy miseczkę ze świeżą wodą (zwłaszcza jak jest gorąco na dworze), miseczkę z odrobina mleczka (to dla mnie, bo Aleks nie lubi), miseczkę z chrupkami, które uwielbiamy oboje, a do tego każde z nas ma swoja miseczkę, do której o odpowiednich porach nakłada się puszeczkę. Nie powiem, puszeczki dostajemy przeróżne i pani bardzo dba o tę różnorodność. Dlatego bardzo się denerwuje, kiedy wybrzydzamy i nie chcemy jeść czegoś, co jeszcze kilka dni temu wsuwaliśmy, aż nam się uszy trzęsły. Ale to nie wynika wcale z naszej złej woli! To po prostu zależy od dnia. Bo są takie dni, kiedy wylizujemy do czysta miseczki z daniem z ryby, a potem są takie, kiedy ryba nam absolutnie nie smakuje, za to wcięlibyśmy na przykład puszeczkę z drobiem. Pani mówi wtedy, że jesteśmy wstręciuchy wybrzydziuchy i nic innego nam aż do wieczora nie da. Ale zawsze daje się przekonać naszym miauczeniem i przymilaniem, kiedy tylko pojawia się w okolicach lodówki i w końcu daje nam coś innego. A czasami nawet dostajemy smakołyki! I to jakie! Aleks dostaje takie specjalne chrupki, żeby nie zbijały mu się kłaczki w brzuszku (wspominałam o tym przy pisaniu o kociej higienie) - to i mnie zawsze udaje się na takiego chrupka załapać. Poza tym zdarzają się takie dni, kiedy dostajemy jakąś rybkę albo jeszcze lepiej - surowe mięsko! Nie zdarza się to za często, bo by nas potem bolały brzuszki. Tak mówi pani i ja jej wierzę, bo jak raz, mimo ostrzeżeń pani, zjadłam od Aleksa kawałek szyneczki,to potem chorowałam. Ale że rosnę i jestem coraz większa, to ostatnio pani dała nam po odrobinie mielonego mięska (bo robiła spaghetti) i to nam bardzo, ale to bardzo smakowało! I dlatego bardzo kochamy naszych ludzi - bo dają nam przeróżne pyszności i nigdy nie mamy pustych miseczek ani tym bardziej pustych brzuszków. Bo najedzony kot, to szczęśliwy kot! Macham łapką i do zobaczenia.

sobota, 27 lipca 2013

O kocim spaniu słów kilka






W kocim terminarzu spanie zajmuje bardzo ważne miejsce, oczywiście obok jedzenia, zabawy i miziania. Na szczęście mizianie można ze spaniem połączyć, przez co kot ma więcej czasu na wszystkie ważne czynności, które musi w ciągu swojego kociego dnia wykonać. W każdym razie, kiedy nadchodzi pora spania, kot ma do rozwiązania bardzo trudne zadanie. A mianowicie odnalezienie idealnego miejsca do spania. I z tym miejscem nie jest tak, że jak się już raz znajdzie, to potem można z niego ciągle korzystać. To by było za łatwe. Więc za każdym razem trzeba szukać na nowo i wziąć pod uwagę cały szereg potrzeb na daną chwilę. Bo idealne miejsce do spania zależy od bardzo wielu spraw. Po pierwsze: czy będzie to spanie połączone z mizianiem. Bo jeśli tak, to miejsce musi się znajdować bardzo blisko, a najlepiej na kolanach człowieka, który będzie nas miział. A jak wiadomo, ludzie często siadają w różny sposób, więc trzeba się na tych kolanach troszeczkę powiercić, zanim się znajdzie odpowiednie miejsce. Kiedy jest to jednak spanie bez miziania - sprawa się komplikuje. Bo zależy, czy chce się spać w domu czy na dworze. I czy jest ciepło czy zimno. Czy kostka na podwórku jest rozgrzana od słonka i przyjemnie grzeje, czy pada deszcz i trzeba się schować pod samochodem albo na werandzie. I czy kot chce być wysoko, czy nisko. I czy na miękkim, czy na twardym. Jak sami widzicie, pójście spać w wykonaniu kota nie jest wcale taką prostą sprawą. Pani powiedziała, że jest takie przysłowie "Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz". I my koty jesteśmy tego najlepszym przykładem! Bo kiedy już znajdziemy odpowiednie miejsce, to wystarczy nam nawet mała drzemka, żeby znowu mieć energię na hasanie i łobuzowanie. Macham łapką i do zobaczenia.

czwartek, 25 lipca 2013

Jak dobrze mieć dom...







Pani mówi, że jesteśmy z Aleksem ogromnymi szczęściarzami, że mamy dom, w którym nas karmią, przytulają i dbają o nas. I że nie wiemy, co to jest schronisko. Najczęściej mówi tak, kiedy narozrabiamy albo nie chcemy jej słuchać i miauczymy strasznie. Zwłaszcza Aleks, który często krzyczy w nocy, że chce wyjść. A te koty żyją w schroniskach w takich małych pomieszczeniach albo klatkach. I tych kotów może w takim pomieszczeniu być kilka. To nie to, co nasz duży dom, podwórko i ogromny ogród sąsiadów, gdzie często z Aleksem przesiadujemy. I taka wielgachna przestrzeń jest tylko dla nas dwojga! I my mamy po jednym człowieku na jednego kota! Czyli po dwa kolana, na których można się wylegiwać i po dwie miziające ręce! A w schronisku jest jeden człowiek na całe mnóstwo kotów i nie każdy kot zdąży dostać swoją porcję czułości. I dlatego koty w schronisku żyją krócej - bo są smutne i niedomiziane (bo wiadomo, że do porządnego miziania trzeba przynajmniej jednego człowieka dla jednego kota!). I do tego jak jest więcej kotów to wzajemnie się zarażają różnymi kocimi chorobami, na przykład katarem. I kiedy pani mi tak opowiada o tych kotach , to ja naprawdę bardzo się cieszę, że od zawsze mam dom i że nie poznałam, co to jest schronisko. Ale tak sobie myślę, ze kotów w schroniskach jest co prawda dużo, jednak ludzi jest jeszcze więcej, więc gdyby każdy adoptował po jednym kotku, to już by nie było tych smutnych schronisk... Macham łapką - zwłaszcza gorąco do kotów, które czekają na swój dom i swoich ludzi!

poniedziałek, 22 lipca 2013

Kocia "ciekawość poznawcza"






Wszystkie koty z natury są ciekawskie i uwielbiają wszędzie wcisnąć swój koci pyszczek. Co prawda nie wszystkie w równym stopniu, bo na przykład nasza daleka kuzynka Fruzia (ta która się wszystkiego boi) podchodzi do wszystkich nowości z naprawdę dużym dystansem i musi minąć sporo czasu, zanim się odważy taką nowość dokładnie zbadać. A z drugiej strony Pedro (kot, który mieszkał z naszymi ludźmi, zanim my do nich trafiliśmy) był bardzo odważny i ciekawski i raz nawet przez to wrócił do domu poturbowany przez psa. Na szczęście pani i pan się nim zajęli i wyzdrowiał - wypadł mu tylko jeden ząbek. Pani mówi, że my z Aleksem jesteśmy tak pośrodku - nie boimy się nowych rzeczy, ale podchodzimy do nich z dystansem. I mimo że wychodzimy czasem za bramę naszego podwórka, to jak słyszymy jakiegoś psa albo samochód to zaraz szybciutko wracamy do siebie i chowamy się pod samochodem albo wskakujemy gdzieś wysoko. Ale tak czy inaczej drzemie w nas ogromna kocia "ciekawość poznawcza". A to dlatego, że koty, podobnie jak ludzie, w ten sposób uczą się i poznają świat. Bo gdyby nie pognała mnie pewnego razu ta słynna ciekawość, to nie wpadłabym do oczka podczas próby wyłowienia stamtąd  listka i nie wiedziałabym, że tam jest woda. Co więcej, nie dowiedziałabym się, że woda jest taka nieprzyjemna i mokra, bo nigdy nie miałam z nią wcześniej do czynienia. Tak samo było z papierową lampką, którą niechcący potargałam, polując na muchę. Dzięki temu teraz już wiem, że nie mogę tam polować na muchy, bo od razu będzie buba od pana albo pani. Wiem, że czasami bywa to dla ludzi męczące, ale koty muszą się uczyć w ten sposób, ponieważ nie ma żadnych kocich szkół, które uczyłyby inaczej. Pani powiedziała, że taka nauka to się nazywa praktyka, a jak byśmy się uczyli tak jak dzieci w szkole, to byłaby teoria. Więc apeluję do ludzi - pozwólcie nam kotom uczyć się w praktyce, bo nawet jeśli coś zniszczymy, to będziemy na przyszłość wiedzieć, że to jest "psik psik" i że "nie wolno". Macham łapka i do zobaczenia.

sobota, 20 lipca 2013

Wpis trzynasty - o tym, że koty - nawet te czarne! - nie przynoszą pecha...




Ludzie często uważają, że czarne koty przynoszą pecha, podobnie jak przejście pod drabiną, liczba 13 czy, co gorsza, trzynasty dzień miesiąca wypadający w piątek.  Pani mówi, że takie coś nazywa się przesądem i że są ludzie, którzy bardzo w to wierzą. I że kiedyś jak ktoś miał czarnego kota to znaczyło, że zajmował się czarną magią. Na szczęście my koty jesteśmy mądre i nie wierzymy w takie rzeczy. Jest nam obojętne, czy jest akurat piątek trzynastego, czy coś jest na trzynastym miejscu, a drabina służy nam tylko do świetnej zabawy. No i przede wszystkim nie uważamy, że czarni ludzie przynoszą pecha. Pani mówi, że tacy ludzie, którzy zwracają dużą uwagę na kolor skóry drugiego człowieka, nazywają się rasistami. Więc mogę śmiało powiedzieć, że nam kotom do rasizmu bardzo daleko - nie robi nam różnicy w jakim kolorze inny kot ma futerko  ani jaki kolor skóry ma nasz człowiek. Pani powiedziała, że to znaczy, że jako koty jesteśmy bardzo, ale to bardzo mądre i tolerancyjne. Nie za bardzo wiedziałam, co to znaczy, że tolerancyjne, ale pani wytłumaczyła mi, że to tak samo, jak pan nie gniewa się na nas za każdym razem, jak budzimy go o 4.30 rano gryząc po stopach i to znaczy, że jest wobec nas tolerancyjny. Więc ja, Myszka ale mimo to kot, w imieniu wszystkich kotów, a zwłaszcza tych czarnych, proszę ludzi o tolerancję. Bo wszystkie koty, bez względu na kolor, są najcudowniejsze na świecie i kiedy ktoś o nie dba i okazuje im miłość, to one się odwdzięczają. Czasem w sposób dla ludzi dziwny (na przykład przynosząc martwą mysz albo nornicę),ale zawsze z kociej strony szczery. Macham łapką i do zobaczenia.

piątek, 19 lipca 2013

O kociej higienie słow kilka





Jak wiadomo wszem i wobec, koty nie lubią wody. Niektóre wolą już nawet spotkać się z psem niż z wodą (zwłaszcza, kiedy jest to nieduży pies). Oczywiście, że zdarzają się też koty, które od wody nie stronią, a nawet ją lubią. Przykładem takiego kota jest Aleks i wszystkie inne koty rasy turecki van, do których jest bardzo podobny. No i te inne bardzo podobne koty też. Jednak znaczna większość kotów, w tym również i ja, wody stanowczo unika. Ale ta niechęć do wody nie oznacza, że koty są brudaskami! Co to, to nie! Koty to chyba najczystsze stworzonka na Ziemi! Od pani wiem, że taka czystość nazywa się higieną. Wszystkie koty (i te, które lubią wodę, i te co nie za bardzo) bardzo się tą higieną przejmują. Bo czy człowiek na przykład myje się porządnie przed każdą, nawet najkrótszą drzemką? Czy robi to po każdym posiłku, nawet jeśli jest to tylko mały frykasek? Rzadko który proszę Państwa! A kotów znaczna większość (bo są i takie brudaski, które nie lubią o siebie dbać)! Tyle że my koty o higienę dbamy za pomocą swoich szorstkich języczków, którymi wyczesujemy futerko, i ząbków, którymi się czasem iskamy. Dlatego kotom, które mają futerko długie albo półdługie jak Aleks, należy czasami dawać takie pyszne frykaski, żeby nie zbijały im się w brzuszkach kłaczki. Bo wtedy trzeba jechać do pana doktora i robić zabieg. Dobrze jest mieć w domu takiego półdługowłosego "brata" jak Aleks, bo i ja, mimo że futerko mam krótkie, czasami załapuję się na takiego frykaska.
Tak więc niech nikt nie myśli, że skoro koty nie lubią wody to są brudaskami! Koty po prostu dbają o siebie "po kociemu". Macham łapką i do zobaczenia!

środa, 17 lipca 2013

Jak pani i pan pojechali na urlop...







Ostatnio pani nasza i pan zachowywali się bardzo dziwnie. Jak wracali z pracy, to pani ciągle tylko sprzątała i prała, i goniła koty z szafy albo łóżka "psik psik", mówiąc, że nie możemy teraz nic pobrudzić. A Pan ciągle robił coś przy samochodzie i jak chcieliśmy wejść tam na małą drzemkę, to też ciągle wołał "psik psik". I było tak aż do dnia, kiedy zaczęli się zachowywać jeszcze dziwniej. Pani zrobiła bardzo, bardzo dużo bułek i spakowała je do siatki. A potem wyciągnęli taką wielgachną torbę i oczywiście na koty było "psik psik", kiedy chciały się w niej pobawić. Bo taka torba to jest lepsza niż szafa! Można się schować w różnych kieszonkach, można się po niej gonić, można w niej też zasnąć. Ale dla kotów było "psik psik" i koniec, bo pani wkładała do torby mnóstwo ubrań. A potem przyjechali rodzice pani z inną, pełną już torbą i zaczęli ją rozpakowywać. To pomyśleliśmy z Aleksem, że do takiej rozpakowanej to już nam wolno wskoczyć - ale znowu było do kotów "psik psik" i "nie wolno". A potem pani i pan nas mocno wyprzytulali i pojechali. Oni często tak wyjeżdżają, ale w miarę szybko wracają - ale tym razem było inaczej... Czekaliśmy z Aleksem jeden dzień - nie było ich. Rodzice pani dali nam jeść i nas przytulali, i nawet wypuszczali pobiegać, tak jak robią to pani i pan. Ale to nie było to samo. Byliśmy naprawdę bardzo zdziwieni, kiedy nie było ich już trzy dni. Nawet powoli zaczęliśmy się przyzwyczajać, że teraz karmi nas ktoś inny (zwłaszcza, że dostawaliśmy pyszne saszetki, które uwielbiamy), kiedy po czterech dniach nasza pani i pan wrócili. Ucieszyliśmy się ogromnie i biegaliśmy po całym domu okropnie tupiąc. I nawet udało mi się wskoczyć Aleksowi na grzbiet! I pani nam wtedy wytłumaczyła, że nie było ich tak długo, bo byli na urlopie. Nie podoba mi się ten cały urlop, kiedy pani i pana nie ma w domu... Ale na szczęście urlop nie trwa zbyt długo i zawsze się z niego wraca. Macham łapką i do zobaczenia!

wtorek, 16 lipca 2013

Mysz modelka






Pani mówi, że ze mnie prawdziwa modelka. I że potrafię się do każdego zdjęcia ustawić jakoś inaczej, zrobić minkę czy pokazać, jaka to jestem ładna. Zastanawiała się ostatnio, skąd się to u mnie wzięło. A ja wiem skąd! Od kiedy przyjechałam do domu Pana i Pani, to ciągle robią mi jakieś zdjęcia. A najbardziej Pani. Już pierwszego dnia zrobiła mi sesję zdjęciową, jak zapoznaję się z Aleksem. Mówiła, że to dla mojej poprzedniej Pani i dla poprzedniej Pani Aleksa. A ja myślę, że Pani po prostu lubi robić zdjęcia, a że my koty, jak wszystkie zresztą koty, jesteśmy najładniejszymi zwierzętami, robi te zdjęcia właśnie nam. Wiadomo, że wszystkie koty są najładniejsze na świecie, ale nie wszystkie potrafią się ustawić do zdjęcia - nawet nie wszystkie koty da się sfotografować. Bo jak kot nie wie, co to jest aparat, to nie wie też, że trzeba się do niego ładnie ustawić. Niektóre koty, jak czegoś nie znają, to bardzo się boją, dlatego uciekają i takim kotom zdjęcia się zrobić nie da. Chyba że z ukrycia, ale wtedy kot nie może się odpowiednio ustawić i to już nie jest to. Myślę, że gdyby koty mogły być modelami, takimi jak ludzie, którzy są na różnych zdjęciach, to na pewno z Aleksem byśmy takimi kocimi modelami byli. Tak mówi pani. I to nieprawda, że koty nie rozumieją, o co chodzi ze zdjęciami, bo gdyby nie rozumiały, to by się tak ładnie nie ustawiały. Tak przynajmniej myślę ja - najładniejsza na świecie, bo mimo że Myszka, to tak na prawdę kot (a wszystkie koty bez wyjątku są najładniejsze). Macham łapką i do zobaczenia.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Kocie figle i zabawy





Mówi się, że koty to tylko jedzą i śpią, jedzą i śpią... A to absolutnie nie jest tak! Bo są koty, które tak właśnie postanowiły spędzić swoje życie, ale to tylko dlatego, że strasznie, ale to strasznie musiały się nudzić. Bo tak naprawdę, kto chciałby tylko jeść i spać, kiedy dookoła ma mnóstwo ciekawych rzeczy! My z Aleksem mamy to szczęście, że mamy ogródek, gdzie możemy hasać w trawie, polować na muchy i dżdżownice (ostatnio upolowałam jedną taką!). No i mamy siebie. A mimo to w salonie stoi duży wiklinowy koszyk wypełniony przeróżnymi zabawkami. A jakie tam się kryją cuda! Są różnej wielkości myszki do zabawy, są małe pluszaki, piłeczki, ping-pongi, duża mysz na sprężynce, żeby mogli się z nami bawić pani albo pan. Jest nawet taka wielgachna pluszowa sowa, którą pani zakłada na rękę i wtedy ta sowa rusza się, jak by była prawdziwa! No i najfajniejsza z zabawek - laser, za którym uwielbiamy z Aleksem biegać po całym domu. Co prawda te wszystkie zabawki stają się ciekawe dopiero, kiedy musimy wracać na noc do domu i nie chce się nam akurat ani spać, ani biegać skacząc po meblach. Ale gdybyśmy nie mieli siebie wzajemnie, tylko byli samotnymi kotami, gdybyśmy nie mieli podwórka, tylko siedzieli w domu (jak nasza daleka kuzynka Fruzia),to takie zabawki zdecydowanie by nas cieszyły. Kotu do dobrej zabawy potrzeba niewiele - wystarczy zwinięty papierek i odrobina zainteresowania ze strony człowieka, który go rzucił. Bo tak w ogóle to najfajniej bawi się z kimś -zabawa jest dużo ciekawsza, kiedy można się pochwalić, że potrafi się już na przykład wskoczyć na półkę, na którą jeszcze tydzień temu się nie umiało. No i frajdę mają wtedy obie strony i to zbliża. Macham łapką i do zobaczenia.


sobota, 13 lipca 2013

Dlaczego nie można krzyczeć na koty, jak coś zniszczą...



Każdego kota (nawet czasami naszą daleką kuzynkę Fruzię, która jest straszliwie leniwa) rozpiera mnóstwo kociej energii. W większości udaje nam się ją spożytkować na bieganiu w kółko za własnym ogonem, polowaniu na muchy i ćmy, zabawie z myszką albo piłeczką czy hasaniu po podwórku. Ale czasami kot ma taki dzień, że mimo tych wszystkich czynności energia nadal go bardzo rozpiera i wtedy się zdarza, że niechcący coś zniszczy. Ale nie wolno wtedy na kota krzyczeć-absolutnie! Bo kot nie robi takich rzeczy specjalnie i na złość, tylko dlatego że nie wie, co z tą swoja ogromną kocią energią zrobić i czasem wpadają mu do łebka dziwne pomysły. Bo jak kot się tak już wybiega na wszystkie znane mu sposoby, to musi wymyślić coś nowego. I dlatego jak ostatnio bardzo bardzo roznosiła mnie energia, a była już noc i Aleks biegał po podwórku, a ja nie mogłam, bo jestem za mała, to niechcący popsułam lampę. Naprawdę nie chciałam tego zrobić, tylko tak biegałam i biegałam i ta lampa tak fajnie szeleściła, jak koło niej przebiegałam... No i mnie skusiło w nią łapką pac - pac. I lampka się potargała, bo była papierowa... Pan się bardzo zdenerwował i już chciał na mnie krzyczeć, ale Pani powiedziała, że nie wolno na kota krzyczeć, bo on  wtedy nie wie, o co chodzi i ma potem uraz. Wzięła mnie na ręce i pokazała mi potargana lampę i powiedział "fuj fuj, tak nie wolno". I ja już do końca swojego kociego życia będę wiedziała, że to "fuj fuj" i że "nie wolno". Bo ja jestem mądrym kotem i wiem, co to znaczy "nie wolno". A przynajmniej dopóki o tym  pamiętam... Macham łapką i do zobaczenia.

środa, 10 lipca 2013

Myszka odkrywa, że joga pochodzi od kotów.






Dzisiaj rano Pani nasza zrobiła coś dziwnego. Wyciągnęła z szafy taki mały, niewłochaty dywanik (mówi, że to nazywa się mata) i zaczęła się dziwnie wyginać. Patrzyliśmy z Aleksem z niedowierzaniem... A z każdą chwilą nasze niedowierzanie rosło i prawie opadłyby nam szczęki, ale że kotom nie opadają szczęki, mieliśmy tylko bardzo zdziwione pyszczki... Bo nasza Pani... ona wyglądała tak, jakby się myła!!! Wyginała się dokładnie tak, jak robimy to z Aleksem przy wieczornej toalecie przed spankiem. Pani zauważyła nasze zdziwione minki (zwróciła na nas uwagę głównie dlatego, że nie rozrabialiśmy i to ją zdziwiło - tak powiedziała) i wytłumaczyła nam, że ćwiczy i jak chcemy, to możemy się dołączyć. Dalej byliśmy zdziwieni, ale zaczęliśmy z ciekawością obchodzić w koło i obwąchiwać ten dziwny dywanik, który Pani nazwała matą. A że Aleks jest ode mnie dużo odważniejszy (bo starszy) - wszedł na tę matę i zaczął się myć. I wtedy Pani zaczęła się bardzo śmiać i powiedziała, że Aleks też ćwiczy jogę. Nie za bardzo wiem, co to ta joga, ale myślę, że ten kto to wymyślił, musiał mieć dużo bardzo czystych kotów i chciał je naśladować. No bo skąd wpadłby na pomysł takich kocich wygibasów? Macham łapką i do zobaczenia.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Dlaczego warto się przyjaźnić?





Koty tak samo jak ludzie potrzebują przyjaciół. I tak jak ludzie mają ludzkich przyjaciół, tak koty potrzebują kocich. Oczywiście że człowiek też może być kocim przyjacielem, ale to nie to samo co drugi kot. Człowiek nie będzie razem z Tobą szalał po podłodze z pluszową myszką, nie będzie Ci wyjadał z miski (bo Ty jemu z talerza możesz, jeśli tylko nie widzi), nie będzie z Tobą skakał po wszystkich możliwych meblach, no i najważniejsze - ludzie nie potrafią mruczeć w duecie (co wiem, od kiedy się dowiedziałam, że ludzie chrapią a nie mruczą). Dlatego szczęśliwy kot powinien mieć przyjaciela. W domu, gdzie się urodziłam, było kilka innych kotów, ale były ode mnie dużo większe i głównie mnie przeganiały, a nie bawiły się ze mną. A w moim obecnym domu mam Aleksa, z którym bawimy się fantastycznie!!! Możemy razem biegać po podwórku, chowając się przed sobą w trawie, możemy razem polować na ćmy i muchy, możemy sobie wzajemnie wyjadać z miseczek, mimo że mamy w nich to samo. Posiadanie przyjaciela jest dla kota naprawdę fantastyczną sprawą. Taki kot z drugim kotem nigdy się nie nudzą! Czasami się ze sobą troszeczkę poszarpią i nawet może to wyglądać groźnie, ale to zawsze jest z czystej kociej przyjaźni. A pani mówi, że dwa koty w domu to naprawdę niewiele więcej wydatków na jedzenie i żwirek niż przy jednym kocie. Za to szaleństwa i zabawy jest pięć razy więcej. I mówi jeszcze, że jak są dwa koty, to jest i dla nich i dla niej większe zdrowie psychiczne. Szkoda troszkę, że dla pana nie jest, bo bardzo się denerwuje, kiedy coś zniszczymy i musi naprawiać, i mówi, że my koty to go kiedyś psychicznie wykończymy. Ale wiem, że i tak nas kocha, bo zawsze nas mizia i karmi. Dlatego życzę wszystkim kotom, tym małym i tym dużym, żeby miały przynajmniej jednego swojego kociego przyjaciela. Macham łapką i do zobaczenia.



niedziela, 7 lipca 2013

Moje pierwsze spotkanie z naturą






Koty, nawet te domowe, mają instynkt. Tak mówi moja i Aleksa pani. I ja podobno już od małego ten instynkt mam. Może to dlatego, że moja mama była kotem piwnicznym, czyli takim, który mieszkał w piwnicy i polował na myszy i czasami przychodził do dobrych ludzi, żeby coś zjeść i trochę się ogrzać. W każdym razie już drugiego dnia, kiedy zamieszkałam z moim obecnym Panem i Panią,stałam pod drzwiami i bardzo piszczałam, żeby mi je otworzyć. Bo kto to w ogóle widział, żeby przed kotem zamykać jakiekolwiek drzwi, których nie potrafi sobie otworzyć sam... Miauczałam tak i miauczałam z małymi przerwami na jedzenie, mizianie i spanie na kolanach Pana albo Pani przez dwa dni, aż Pan powiedział "Wypuszczamy tego miauczocha, bo żyć nam nie da - i otworzyli drzwi..... Co to było za tymi drzwiami!!!!! Taka przestrzeń, że ja cię, wiatr wiał, latały muchy i ćmy i trawa była.... Na początku trochę się bałam i biegałam tylko po tarasie w kółko, ale wtedy wyszedł Aleks i mnie poprowadził. Pokazał mi trawę - to strasznie dziwne coś, które co chwila miziało mnie w pyszczek albo w boczki. A potem pokazał mi oczko wodne - wszystko byłoby dobrze, gdybym nie zaczęła polować na pływający listek i nie skąpała się w wodzie. W ogóle to wody koty nie lubią chyba bardziej niż psów... Jest taka paskudnie mokra i nieprzyjemna... Jedynie Aleks jest jakiś dziwny, ale to dlatego, że ma coś w sobie z tych rasowych kotów, które lubią pływać. W ogóle nie rozumiem, jak można lubić wodę - ja nawet piję tylko mleko, tak bardzo nie lubię wody. Ale trzeba przyznać, że świat za drzwiami jest dużo ciekawszy niż dom. Zwłaszcza, że na zewnątrz mogę wychodzić tylko w dzień i tylko jak Pan albo Pani też tam są, bo jestem jeszcze za mała. Chciałabym być już taka duża jak Aleks i móc biegać za drzwiami w nocy... Macham łapką i do zobaczenia.

piątek, 5 lipca 2013

Szafa





Najfajniejszym, ale to naprawdę najfajniejszym miejscem w domu jest szafa. Można się po niej wspinać wbijając pazurkami (bo jest materiałowa), można skakać z półki na półkę, można chować się przed Aleksem pod ubraniami i co najważniejsze - nigdzie, ale to nigdzie nie śpi się lepiej niż w szafie. Dlatego nie rozumiem, dlaczego pani się tak denerwuje, kiedy zastaje mnie i Aleksa w szafie. Czy ona naprawdę nigdy sama nie sprawdzała, jakie to fantastyczne miejsce? Wczoraj na przykład zamknęła się na bardzo długo w sypialni i nie chciała nas kotów wpuścić, mówiąc "psik, psik" za każdym razem, kiedy próbowaliśmy się przemknąć przez uchylone drzwi. Po tym bardzo, jak dla nas kotów pozbawionych możliwości korzystania z naszego ulubionego miejsca, długim czasie wyszła i powiedziała, że nie ma możliwości i że my, koty, do sypialni mamy zakaz wstępu, a zwłaszcza do szafy, gdzie nie ma już ani jednego kociego kłaczka. Ale nie takie rzeczy z nami sprytnymi kotami! Wypatrzyliśmy moment, kiedy pani poszła się kąpać i wślizgnęliśmy się przez otwarte drzwi. Ale żeby nie podpaść od razu ułożyliśmy się cichutko na półeczce i poszliśmy spać (wbrew pozorom takie czekanie na odpowiedni moment, żeby coś zrobić jest bardzo dla kotów męczące). I spalibyśmy w najlepsze do samego rana, gdyby pan nie wrócił z pracy i nie wszedł do sypialni. Wystraszyliśmy się, że będzie zły i będzie na nas krzyczał, ale pan tylko poszedł po aparat i zrobił nam takie śliczne zdjęcie. Pani trochę się potem zezłościła, ale powiedziała, że nie ma już do nas siły i powyrzuca wszystkie czarne ubrania, do których najbardziej przyczepia się sierść Aleksa. I tak oto udało nam się - możemy wchodzić do szafy, jeśli tylko nie narobimy zbytniego bałaganu. Bo jak narobimy, to nas pani już nigdy więcej nie wpuści nie tylko do szafy, ale i do łóżka, a to byłoby już bardzo dla nas kotów przykre. Macham łapką i do zobaczenia!