środa, 24 grudnia 2014

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!

WSZYSTKIM KOCIARZOM i nie tylko życzymy z Becią zdrowych i pogodnych Świąt spędzonych w rodzinnej atmosferze, mnóstwa przysmaków i samych trafionych prezentów pod choinką.
WSZYSTKIM KOTOM natomiast życzymy ciepłych domków, miseczek pełnych smakołyków i kolan, na których można się wygodnie ułożyć oraz mnóstwa rąk do miziania.

WESOŁYCH ŚWIAT!!!

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Świąteczny klimat


Ostatnio nasza pani ciągle sprząta. I to nie tak zwyczajnie, że tylko odkurza rozniesione przez nas trocinki i myje parapety pełne kocich łapek (pan już od dawna nie chce nas wpuszczać przez okno). Tym razem są to kolejne "wielkie porządki". I znowu nie takie zwykłe, jakie zdarzają się naszej pani raz na jakiś czas, tylko ŚWIĄTECZNE. I sama na to wpadłam, nikt mi nie musiał mówić! Podobnie jak w zeszłym roku pan ściągnął ze strychu karton z tym dziwnym niepachnącym drzewkiem, które nazywa się choinka a do tego całe mnóstwo innych ozdób a pani zaczęła je rozkładać po całym domu. Kiedy patrzyłyśmy z Betką zafascynowane, zwłaszcza kolorowymi, migającymi lampkami, które wylądowały na iglastym drzewku stojącym na tarasie pani zapytała: - Dziwicie się, co? - i wyjaśniła nam, że te wszystkie lampki i ozdoby są po to, żeby zrobić "świąteczny klimat". Bardzo nam się ten cały klimat spodobał i pani postanowiła i dla nas trochę go zrobić i obwiesiła nasz domek łańcuchem z dzwoneczkami. Ale miałyśmy z Becią zabawy! Więc teraz niecierpliwie czekamy na te całe święta - bo będzie mnóstwo smakołykow i nam też się coś na pewno dostanie!
Macham łapką i do zobaczenia!

poniedziałek, 24 listopada 2014

Kilka słów o prezentach trafionych i tych niekoniecznie...


       Nasza pani wprowadziła taki zwyczaj, że kiedy nie ma jej dłużej w domu, to zawsze przywozi nam jakiś prezent. A to smakołyki, a to jakąś zabawkę ale czasem wymyśla na prawdę niesamowite rzeczy. Ostatnio na przykład przywiozła ze sobą nasze ulubione chrupaki i ... fioletowego sztucznego kota!!! I wyobraźcie sobie, że była pewna, że ten kot nam się spodoba. Ledwo weszła do domu, pogłaskała nas na dzień dobry i postawiła to dziwne coś na podłodze czekając na naszą reakcję. No cóż, muszę przyznać, że jesteśmy z Betką z natury ciekawskie, więc podeszłyśmy obejrzeć co to takiego. Z jednej strony wyglądało jak kot, tylko w ogóle nie pachniało, nie miauczało ani się nie ruszało. Tak więc ze względu na wyżej wymienione cechy nie zainteresowało nas specjalnie. Pani była trochę zawiedziona (tak jak wtedy, kiedy pokazała mnie i Aleksowi zabawkowego psa, który po włączeniu chodził i szczekał a my się w ogóle nie ruszyliśmy sprzed kominka) i pokazała nam drugi prezent, który ze względu na walory zapachowe i smakowe zdecydowanie bardziej wzbudził nasze zainteresowanie. I wtedy pani powiedziała, że czasami niestety każdemu zdarza się zrobić komuś nietrafiony prezent. Pan bardzo się z tego śmiał, powtarzając co chwilę "a nie mówiłem" a sztuczny kot wylądował na parapecie w sypialni, ponieważ kolorystycznie idealnie komponuje się z roletami.
Macham łapką i do zobaczenia!

środa, 19 listopada 2014

Kilka słów o kocich terapeutach


      Dzień dobry, dzisiaj będzie o bardzo mądrych rzeczach. Aż dziw, że ludzie potrafią takie mądre rzeczy wymyślić! Dzisiaj nasza pani opowiedziała nam o felinoterapii, czyli mówiąc w skrócie "leczeniu kotem". Okazuje się bowiem, że już sama kocia obecność dobrze wpływa na psychikę ludzi! Uspokaja, niweluje różne  zahamowania i przede wszystkim poprawia zdolność uzewnętrzniania uczuć i emocji. To fakt, bo kto nie rozczuli się nad kocim pięknem, gdy kot używa swoich "tajemnych mocy"... Pani mówi, że dodała by do tej listy jeszcze to, że kot uczy odpowiedzialności, bo trzeba o niego dbać i karmić, i czyścić kuwetki, żeby nie musiał sikać do wanny oraz jeździć do weterynarza, chociaż to nam się akurat najmniej podoba... Kot uczy też systematyczności, bo jak nie ma o odpowiedniej porze jedzonka w miseczce to domaga się o naprawienie tego błędu głośnym miauczeniem! A do tego, kiedy dochodzi 4:30 rano, to kot musi, ale to MUSI być wypuszczony na poranne hasanko, czego domaga się równie głośnym miauczeniem oraz podgryzaniem dużych palców u stóp. A co najważniejsze, felinoterapia staje się coraz popularniejsza! Tak więc my koty, jesteśmy nie tylko świetnymi towarzyszami naszych ludzi ale i sprawdzamy się jako terapeuci! Chyba będziemy musiały z Betką w nagrodę zażądać więcej smakołyków i miziania...
Macham łapką i do zobaczenia!

poniedziałek, 17 listopada 2014

Jak Norcia przyjechała do nas w odwiedziny


       Wczoraj mama naszego pana przyjechała do nas w odwiedziny. I nie przyjechała sama! Zabrała ze sobą Norkę - czarnego kota, który przez chwilę nie miał imienia, o którym Wam już opowiadałam. Przyznam, że wzięła nas z zaskoczenia i przez to nie miałyśmy czasu myśleć o ucieczce! Nie od razu się rozpoznałyśmy, bo w końcu minęły już prawie trzy miesiące, od kiedy widziałyśmy się ostatni raz... Okazało się, że Noris jest jeszcze bardziej żywiołowa, niż wcześniej, więc mimo brzydkiej pogody, uciekłam sobie spokojnie pobiegać do ogrodu. Za to Betka, która jest "wygodnicka" i bardzo nie lubi marznąć, została w domu z Norcią. Na początku podchodziły do siebie trochę nieufnie i na siebie fuczały, ale potem troszeczkę się do siebie przekonały i zaczęły biegać po domu. Pani mówi, że to bardziej Betka uciekała przed Norką, ale betka się do tego nie przyznaje. W każdym razie Noris musiała nieźle dać się Betce w kość bo kiedy wróciłam to Beka spała jak zabita i nie w głowie jej były żadne harce i polowanie na mój ogonek. W sumei to nawet przydałby nam się jeszcze jeden koci przyjaciel, który wymęczyłby Betkę i byłby w domu spokój. O ile ten nowy koci przyjaciel nie chciałby męczyć mnie...!
Macham łapką i do zobaczenia!

czwartek, 13 listopada 2014

Mleczko i ciasteczko, czyli o tym co kotom szkodzi


            Dzisiaj dowiedziałyśmy się z Betką, że ludzie też mają swoje smakołyki! I że nie są to wcale takie chrupasy jak nasze, tylko zupełnie inne rzeczy. Najczęściej dla ludzi smakołykami są słodycze albo chipsy, albo jedzenie z fast foodów. Pani mówi, że ludzkie smakołyki absolutnie nie nadają się dla kotów, nawet jeśli kotom smakują. Jak takie chipsy, które z Betką bardzo lubimy. Ale nie wolno ich nam kotom dawać, bo są dla nas bardzo niezdrowe. Postanowiłam więc napisać o tych wszystkich rzeczach, którymi ludzie się zajadają a dla nas kotów okazują się bardzo niezdrowe. Są to przede wszystkim: cebula, czosnek, pomidory, chipsy, czekolada i między innymi też szyneczka, którą tak z Betką lubimy! Pani mówi, że jak raz na jakiś czas dostaniemy odrobinkę, to nic nam się nie stanie, ale lepiej dmuchać na zimne i jak kot nie zna smaku szyneczki (i nie wiem, że jest taka pyszna) to lepiej mu nie dawać nawet na spróbowanie. Kotom nie wolno również dawać żadnych owoców, co nas specjalnie nie martwi, bo jakoś nas do nich nie ciągnie... Ale co najgorsze, kotom nie powinno się dawać mleka ani żadnych jego przetworów! A my tak bardzo lubimy śmietankę i żółty serek! I mleczko na ciepło też jest pychotne... Podobno, jeśli kot od maleńkiego dostaje krowie mleko, to nie stwarza ono większych problemów - oczywiście w zdrowych ilościach :) Pani też wzięła się na sposób i kupuje nam mleko bez laktozy - podgrzane smakuje bardzo podobnie do zwykłego.
Także ludzkie jedzonko w większości zupełni nie nadaje się dla kotów a zwłaszcza to, co ludzie uznają za swoje przysmaki i lepiej tym kotów nie dokarmiać, nawet jak bardzo ładnie proszą.
Macham łapką i do zobaczenia!

czwartek, 30 października 2014

O tym jak Betka nie miała dnia

Okazuje się drodzy Państwo, że koty też mogą mieć pechowe dni! Taki dzień przydarzył się dzisiaj Betce. Najpierw rano bolał ją brzuszek, bo strasznie dużo zjadła i zapiła do tego ciepłym mleczkiem. I tak ją bolał i bolał, że w końcu pobiegła do kuwetki. Zrobiła co trzeba a jak już było po wszystkim to się zagapiła i ufifrała sobie cała łapkę w kupie. Ale, że Betka jest szalona, nie zauważyła tego i tą brudną łapką zadeptała pani jasne krzesła i trochę pościel. Pani się bardzo zdenerwowała, bo bardzo nie lubi czyścić tych krzeseł a na domiar złego dwa dni temu założyła czystą pościel. Betce się lekko oberwało i pani wygoniła ją na podwórko. Później, kiedy Betka chciała wejść do domu przez uchylone drzwi, zawiał wiatr i drzwi prawie zmiażdżyłyby Betkę. Ale to jeszcze nie wszystko! Pani robiła dzisiaj generalne porządki (niefajna dla kotów sprawa, już kiedyś o tym opowiadałam) i mnóstwo rzeczy lądowało na środku pokoju. Betka, która nie przeżyła jeszcze wielkich porządków, a bardzo nie chciała wyjść na dwór i hasać przez ten czas w spokoju, zaczęła się bawić różnymi rzeczami, które leżały na podłodze. I znowu oberwało jej się od naszej pani... Ale jeśli myślicie, że to wszystko to na prawdę jesteście w błędzie! Bo pani zabrała się za mycie podłóg a Betce wtedy zachciało się hasać. Domyślacie się jaki był finał tego hasania? Betka rozpędzona wpadła do łazienki, poślizgnęła się i zderzyła z wanną. Pani mówi, że nie miała już siły ani serca gniewać się na Betkę za zadeptaną łapkami podłogę... Później przyjechał z pracy pan, dał nam jeść i zabrał ze sobą do stodoły, mówiąc, że nie będzie pani naszej przeszkadzał, skoro ona tak sprząta. Nasz pan to ma jednak instynkt samozachowawczy i wie, że jak pani wpada w szał sprzątania to trzeba się ulotnić z domu ile sił w łapkach. W każdym razie chciał dobrze i dla siebie i dla nas. Nie jego wina, że Betka wlazła na najwyższe belki pod dachem i... spadła. A za nią pospadało kilka rzeczy z szafek. Całe szczęście, że nic nie trafiło w nią, ale i tak się nieźle wystraszyła i trochę potłukła. Pan od razu wziął Betkę do domu, obejrzeli ją z panią z każdej strony i kiedy przekonali się, że podskakuje, żeby dostać smakołyki i biega za pluszową myszką pan poszedł z powrotem do stodoły a pani wróciła do sprzątania, mówiąc, że Betka nie ma dzisiaj dnia. Trochę się zdziwiłam, kiedy to usłyszałam, bo przecież jak to można nie mieć dnia, skoro dzień zawsze jest, tak jak noc i nocne harcowanie. I wtedy pani mi wyjaśniła, że tak się mówi, kiedy kogoś cały dzień prześladuje pech, tak jak Betkę dzisiaj. Mam nadzieję, że nie będą nam się więcej przydarzać takie dni, bo są bardzo niefajne...
Macham łapką i do zobaczenia!

poniedziałek, 29 września 2014

Moje ulubione posłanko...

Każdy kot ma swoje ulubione miejsca w domu. Łóżko, kiedy pan i pani też w nim śpią, mięciutkie sweterki w szafie, do której nie bardzo wolno nam wchodzić czy siedzisko przed palącym się kominkiem w ponure zimowe wieczory. Ale często zdarza się tak, że nagle pojawia się coś nowego, co zupełnie eliminuje pozostałe miejsca. Dla mnie takim "eliminatorem" pozostałych ulubionych miejsc w zeszłym roku stał się kocyk, który pan dostał na święta od swojej mamy. Kocyk jest cudownie mięciutki i gdzie by się nie znajdował, największą frajdę mam leżąc właśnie na nim. Na początku pan i pani myśleli, ze to tylko tak chwilowo, bo pojawiło się w domu coś nowego - ale jak widać nie mieli racji. Betce też spodobał się ten mój kocyk, i chociaż na początku nie bardzo mi się podobało dzielenie go z kimś innym, tak teraz czasami nawet śpimy na nim razem. Czy wy też macie swoje ulubione kocyki?
Macham łapką i do zobaczenia!

czwartek, 18 września 2014

O tym, że każdy kot ma w sobie cząstkę tygrysa

Mówią, że jesteśmy kotami domowymi. Jest nawet taka ładnie brzmiąca łacińska nazwa - catus domesticus. I my koty jak najbardziej się z tym twierdzeniem zgadzamy. Zdecydowanie wolimy "domowy" tryb życia. Spanko i mizianko kiedy tylko przyjdzie nam na to ochota, do tego pełne miseczki, raz na jakiś czas smakołyki, własny kąt do zabawy... Jednak w każdym, nawet najbardziej domowym kocie (nawet w naszej dalekiej kuzynce Fruzi) czasami budzi się "dziki zwierz". I wtedy biegamy cały dzień po podwórku czając się w trawie i polując na co popadnie. Betka głównie poluje na przeróżne owady, bo jest jeszcze malutka, a ja najczęściej łapie różne myszki, krety i nornice. Kiedyś złapałam nawet ropuchę, ale była obrzydliwie oślizgła i mokra - fuj... Pan czasem się na mnie denerwuje, zwłaszcza jak przynoszę swoje trofeum pod jego samochód i tam dokańczam dzieła przy wtórze mysich pisków. Mówi, że jest mu wtedy bardzo żal tej piszczącej myszki czy norniczki. Mnie w sumie też jest trochę szkoda, jak potem o tym pomyślę, ale kiedy dopada mnie mój wewnętrzny "dziki zwierz" to nie ma zmiłuj... Drodzy państwo, ta część naszej kociej natury jest jak najbardziej normalna i naturalna i nie wolno nas za nią karcić czy na nas krzyczeć. Bo każdy, ale to każdy kot, ma w sobie cząstkę tygrysa...
Macham łapką i do zobaczenia!

środa, 10 września 2014

Moja młodsza siostrzyczka Betka

Jak już wiadomo wszem i wobec od ponad miesiąca mieszka z nami drugi kot, a właściwie kotka - Becia. I jak wiadomo, bo już się do tego przyznawałam, początki naszej znajomości były dosyć trudne. Ale teraz wszystko jest już w porządku i Becia została uznana przeze mnie (oraz pana i panią, ale u nich to zadziałało od razu) za pełnoprawnego członka naszej rodziny. Dlatego postanowiłam oficjalnie ją Wam przedstawić: oto moja młodsza siostrzyczka Betka. Betka jest jeszcze kocim maluchem, bo ma dopiero cztery miesiące. Nawet przeliczając to na ludzkie lata jest jeszcze dzieciątkiem, bo jako człowiek miałaby około pięciu lat!
Jest łobuziakiem jakich mało - ciągle gdzieś biega a to za pluszową myszką, a to za piłeczką czy papierkiem, a czasami nawet za własnym ogonkiem! No i dosyć często za mną, zwłaszcza wtedy, kiedy chciałabym się spokojnie położyć na małą drzemkę... Lubi też się czaić i atakować nogi pana lub pani albo mój ogon. Pani mówi, że jak byłam taka malutka jak Becia to zachowywałam się dokładnie tak samo. Podziwiam Aleksa, że miał do mnie tyle cierpliwości... W każdym razie Becia jest kotem pełnym energii i chęci do zabawy. Ale to nie znaczy, że nie lubi uciąć sobie małej drzemki, zwłaszcza jeśli ta połączona jest z mizianiem... W końcu trochę sukcesów na polu wychowawczym mam - nauczyłam Betkę jak idealnie łączyć spanie z mizianiem przez pana albo panią. Mam nadzieję, że jak jeszcze trochę podrośnie i minie jej ta cała "nadpobudliwość" to będziemy już całkiem zakumplowane i nierozłączne.
Macham łapką i do zobaczenia!

niedziela, 7 września 2014

O nawiązywaniu kociej przyjaźni

Jak widać powoli się z Betką zaprzyjaźniamy... A jak wiadomo zaprzyjaźnianie się to nie jest takie hop-siup tylko cały proces... Przede wszystkim trzeba się najpierw przyzwyczaić do obecności nowego lokatora, a jak wiadomo koty nie przepadają za zmianami, zwłaszcza takimi nagłymi: rano jestem jeszcze jedynym kotkiem w domu a wieczorem, kiedy wracam z hasanka już nie... To jest całkiem nie mały szok proszę Państwa! I kot musi po tym szoku trochę ochłonąć zanim zacznie myśleć logicznie! Ale jak już zacznie (u mnie to trwało kilka dni!) to potem jest z górki. Następnym krokiem w zaprzyjaźnianiu się jest poznanie zapachu nowego kota i jego zachowań. I trzeba się zapamiętać, że Betka lubi czasami biegać po domu jak tornado przebiegając przy tym po moim grzbiecie. Albo rzucać się na mój ogon kiedy śpię. I, że nie trzeba wtedy uciekać gdzie łapki poniosą, bo wiadomo, że nie stanie mi się nic złego. A później to jest już tylko wspólna zabawa, jedzenie z jednej miseczki i wspólne spanko na kolanach u pana lub pani. I mimo tych wszystkich, niekiedy trudnych, etapów procesu zaprzyjaźniania fantastycznie jest mieć swojego kociego przyjaciela!
Macham łapką i do zobaczenia!

wtorek, 2 września 2014

Paczki, paczuszki...

Ostatnio codziennie podjeżdża do nas jakiś samochód i zostawia takie dziwne paczki. Raz są takie malutkie a raz ogromniaste, takie jak na zdjęciu. Nie powiem, żeby nam się to jakoś bardzo podobało, bo nie przepadamy za obcymi w domu... To znaczy ja nie przepadam, bo Betka nic sobie z tego nie robi i podbiega do każdego, kto pojawia się w domu i ma ochotę ją głaskać. W każdym razie, kiedy już Ci wszyscy obcy ludzie sobie pojadą, zaczyna się robić ciekawie. Każda paczka pachnie inaczej i trzeba się dużo nawąchać, żeby sprawdzić czym dokładnie. Czasami czuć zapach psów, obcego domu albo słaby zapach innego kota... Jednak po czasie paczki zaczynają już pachnieć "domowo" i tracą swój "zapachowy" urok. Jednak najlepsza frajda zaczyna się przy rozpakowywaniu ich przez pana lub panią! Najpierw jest zabawa folią, którą są owinięte - można szaleć do woli, strzępić i obgryzać albo złapać kawałek i biegać z nim po całym domu! A później, jak pan albo pani wyciągną już swoje rzeczy zostaje... KARTON!!! I jest zabawa na dwa a nawet trzy dni! Ostatnio pani w takim dużym kartonie wycięła nam kilka dziurek i śmiała się, że cały wieczór miała koty "z głowy" bo tak z Betką szalałyśmy goniąc się po kartonie, wskakując jedną dziurą a wyskakując inną albo zaczepiając się wzajemnie. Muszę przyznać, że mimo niedogodności związanych z obcymi w domu, paczki są wspaniałą sprawą!
Macham łapką i do zobaczenia!

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Historia czarnego kota bez imienia






Wyobraźcie sobie drodzy Państwo, że nasza pani ZNOWU przyniosła do domu kota! Jakie było moje zdziwienie, gdy wróciłam z porannej przechadzki po ogrodzie sąsiadów i zobaczyłam Betkę bawiącą się z obcym, czarnym kotem! Rzuciłam pani wymowne spojrzenie i poszłam spać na strych mając nadzieję, że jak wstanę, to czarnego kota już nie będzie. Niestety jak wstałam czarny kot był nadal a na dodatek jeszcze w najlepsze hasał po moim domu i wyjadał z mojej miseczki! Pomyślałam sobie, że pani już całkiem zwariowała, ale cóż zrobić, będę się musiała przyzwyczaić, że nie dość, że nie jestem już sama, to jesteśmy teraz trzy (bo czarny kot okazał się kotką). Nauczona doświadczeniem z Betką wiem już, że kot dosyć szybko z obcego zamienia się w swojego - trzeba tylko trochę poczekać. Przyznam, że byłam nawet ciekawa jak to dokładnie wygląda, taka zmiana, bo przy Betce nie zdążyłam zauważyć... Zdziwiło mnie tylko, że nowy kot nie dostał żadnego imienia. Kiedy zapytałam o to panią, powiedziała mi, że to dlatego, że nie zostanie z nami, tylko zabierze go mama naszego pana i ona da mu imię i domek. Zdziwiłam się bardzo, bo nie było jeszcze takiej sytuacji, żeby kot chwilę był u nas a potem jechał do kogoś innego... A wczoraj mama naszego pana faktycznie przyjechała i zachwyciła się czarnym kotem. A wieczorem, po długich debatach, czarny kot przestał być tylko nowym czarnym kotem i dostał imię - Noris. I mając już to imię, dzisiaj pojechał do swojego nowego domku. I muszę się przyznać - było mi nawet trochę smutno, kiedy został wpakowany do transporterka i odjechał, bo w sumie nie było nam we trzy aż tak źle... Przynajmniej Betka miała z kim szaleć a ja mogłam spokojnie zająć się swoimi kocimi sprawami (takimi, które mają dorosłe koty, takie jak ja). W każdym razie życzymy z Betką Noris, żeby była szczęśliwa i miała u swojej nowej pani dużo hasania, jedzonka i miziania. Pani nawet powiedziała, że może nas kiedyś wpakuje w nasze transporterki i przyjedziemy w odwiedziny, ale chyba jednak wolałabym nie ruszać się z domu... A może Noris kiedyś przyjedzie do nas... Byłoby chyba nawet całkiem fajnie...
Macham łapką i do zobaczenia!

środa, 13 sierpnia 2014

O tym, że mamy w domu "koci szpital"






No to się porobiło... Mamy w domu koci szpital! Mnie bardzo ropieją oczka i nikt do końca nie wie dla czego... Zostałam dzisiaj rano znienacka wpakowana przez panią do kontenerka i zawieziona do doktora. Wcale a wcale mi się nie podobało... A na domiar złego dostałam mnóstwo zastrzyków i pani doktor mierzyła mi temperaturę, nie chcecie wiedzieć gdzie... Na szczęście wszystkie te leki zadziałały i oczka nie ropieją mi już tak bardzo i dużo lepiej się czuję. Ale, żeby nie było tak pięknie to popołudniu Becia zaczęła sikać krwią... Pani aż usiadła z wrażenia i powiedziała, że jak nie urok to kupa... Zapakowała Becię do kontenerka i pojechała z nią do przychodni. Pani doktor podobno bardzo się zdziwiła widząc panią z drugim kotem tego samego dnia. Betka też dostała kilka zastrzyków i miała mierzoną temperaturę (nadal nie chcecie wiedzieć gdzie...). Kiedy pani wróciła z Becią byłyśmy obie tak wymęczone i lekko zamroczone lekami, że od razu poszłyśmy spać - i to razem! Becia nawet nie próbowała mnie podgryzać! A kiedy pan wrócił z pracy i zobaczył ile leków dostałyśmy do domu to aż chwycił się za głowę! Taki nam się dzisiaj przydarzył dzień...
Macham łapką i do zobaczenia...

niedziela, 10 sierpnia 2014

Kilka słów o tym, jak OBCY staje się SWÓJ






Cóż, muszę przyznać, że ta cała Becia nie jest aż taka zła jak myślałam... Nawet udało na się złapać jako taką nić porozumienia i już nie chce mi się na jej widok uciekać. Co prawda nie jest to taka przyjaźń jaką mieliśmy z Aleksem ale pani mówi, że widzi duże postępy. Już gonimy się po domu i toczymy kocie bójki, zwłaszcza na łóżku, kiedy pan i pani kładą się spać. Ale muszę przyznać, że Becia jest szalona - tylko by biegała i podgryzała albo polowała na mój ogonek! Pani mówi, że tak samo zaczepiałam Aleksa jak byłam mała, ale jakoś sobie tego nie przypominam... W każdym razie jest już trochę lepiej, nawet pachnieć Becia zaczęła jakoś tak bardziej normalnie. Pani mówi, że to się nazywa oswajanie i jeszcze trochę a będziemy razem spały... No nie wiem, nadal nie jestem w pełni przekonana... Chociaż to całkiem fajnie jest mieć kompana do zabawy...
Macham łapką i do zobaczenia.

czwartek, 24 lipca 2014

O dziwnym pomyśle pani


Nie uwierzycie co się ostatnio stało! Pani przywiozła do domu nowego kota! OBCEGO kota! Wyobrażacie to sobie?! I nawet mnie nie zapytała, co o tym sądzę i czy mi się ten pomysł w ogóle podoba! A przyznam, że niezbyt mi się to wszystko widzi. Co innego, gdyby pani przywiozła do domu jakiegoś "swojego" kota, na przykład Aleksa... A tu całkiem obcy i do tego całkiem mały kot... A właściwie kotka - dziewczynka o imieniu Betka. Pani twierdzi, ze zaadoptowała Betkę ze względu na mnie - żeby mi się nie nudziło, kiedy oni z panem nie mogą się ze mną bawić i żebym miała kocie towarzystwo... Fakt faktem, kociego kompana nawet i najfajniejszy człowiek nie zastąpi ale do tego kot musi być "swój" a nie "obcy"! Pani mówi, że za chwilę Betka stanie się "swoja", bo się do niej przyzwyczaimy ale jakoś nie za bardzo to widzę... Jest dziwnie mała (dużo mniejsza ode mnie) i dziwnie pachnie. A do tego sika gdzie popadnie i próbuje wyjadać mi jedzonko z misek...
Cóż, na razie nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać aż ta cała Betka zrobi się "swoja" - może wtedy uda nam się zaprzyjaźnić albo chociaż trochę polubić...
Macham łapką i do zobaczenia!

wtorek, 24 czerwca 2014

Kilka słów o tym po co kotu ludzie



Niestety na świecie jest bardzo dużo bezdomnych kotów, które nie mają swoich ludzi. Takie koty na pewno bardzo by się zdziwiły, gdybym im powiedziała, że ludzie się bardzo przydają. A przecież ludzie odgrywają dosyć istotną rolę w kocim życiu. Przede wszystkim dzięki ludziom kot ma domi nie moknie w deszczowe dni albo nie marznie zimą. Co prawda kot ma ludzi dzięki swojemu wrodzonemu urokowi i tajemnym kocim mocom, o których kiedyś wam opowiadałam. No i dzięki pewnej dawce szczęścia, że udało mu się trafić na dobrych ludzi. Dzięki ludziom kot ma też zawsze (albo prawie zawsze) pełną miseczkę, smakołyki i nie musi polować z głodu a może to robić dla zabawy. tak samo ludzie zajmują kotu czas bawiąc się z nim, co jest bardzo ważne, kiedy nie ma przy boku żadnego kociego przyjaciela. A zwłaszcza, jeśli jeszcze niedawno takiego miał. Wtedy nie ma nudy i apatii i kot nie miewa czarnych myśli bo albo nie ma kiedy albo nie ma na nie siły. No i najważniejsze! Nikt nie mizia tak fajowo jak swój własny, odpowiednio nauczony człowiek! A jak wiadomo, koty potrzebują dużo, duuużo czułości i miziania.
Tak więc widać, że ludzie też się w kocim życiu przydają i warto sobie "upolować" jednego albo dwoje.
Macham łapką i do zobaczenia!

środa, 11 czerwca 2014

Puff jak gorąco...


Ostatnio zrobiło się bardzo ale to bardzo gorąco... Nie, żebym narzekała - w końcu narzekałam na złą, zimną i deszczową pogodę. Ale takie upały kiedy termometr w cieniu wskazuje 30 stopni (bo ten, który wisi w słońcu stracił z tego ciepła skalę) bywają bardzo niebezpieczne! Przede wszystkim jeśli jest się zamkniętym w jakimś nasłonecznionym miejscu, na przykład w samochodzie. Nie ma problemu, kiedy szyby są pouchylane i kot albo mniejszy pies może sobie przez nie wyskoczyć jak już mu będzie za gorąco a większe zwierzątko ma dopływ świeżego powietrza. Gorzej jak taki samochód jest szczelnie pozamykany - robi się w nim wtedy tak  gorąco, że aż strach! I tutaj apeluję do ludzi o rozsądek! Czasami nawet 15 czy 20 minut to dla zamkniętego w aucie zwierzątka ogromne niebezpieczeństwo!
Inna kwestia to dostęp do wody, najlepiej w miarę możliwości świeżej. Byleby tylko nie za bardzo, bo pijąc bieżącą wodę łatwo o zadławienie! A to nie jest fajna sprawa, bo można się nawet udusić!
Na szczęście taka słoneczna i gorąca aura ma swoje plusy, głównie w możliwości wygrzewania się na słoneczku u ułatwionemu polowaniu na zmęczone skwarem owady.
Reasumując - lato jest bardzo fajne pod warunkiem, że zachowuje się pewne środki ostrożności :)
Macham łapką i do zobaczenia!

poniedziałek, 19 maja 2014

Nareszcie prawdziwa wiosna!

Ostatnio zastanawiałam się gdzie podziała się wiosna z tymi wszystkimi obiecanymi atrakcjami. Nie było ani słoneczka, na którym można by się wygrzewać ani much, na które można by polować... Nie było nawet ptaków, które można by obserwować ukrytym w trawie. był tylko deszcz, który na dłuższą metę jest bardzo nie fajny bo moczy futerko a jak wiadomo koty nie przepadają za wilgocią. Na szczęście dzisiaj nie dość, że przestało padać to jeszcze przez cały dzień świeciło słonko i można było hasać po ogrodzie i bawić się w trawie albo wygrzewać na aucie! Do tego ptaki znowu zaczęły ćwierkać i siadać na dachu stodoły! Frajdę miałam niesamowitą obserwując je i próbując gonić! Tak więc drodzy państwo mogę oficjalnie oznajmić, że wiosna, której szukałam w końcu się znalazła!
Macham łapką i do zobaczenia!

niedziela, 18 maja 2014

Kilka słów o kociej pewności siebie

Ostatnio pan powiedział do pani, że brak jej pewności siebie. Nie za bardzo zrozumiałam o co mu chodziło, no bo przecież raczej jest się pewnym tego, że się jest sobą. Ja na przykład jestem całkowicie i stuprocentowo pewna tego, że jestem Myszką a nie kimś innym. I wtedy pani wytłumaczyła mi o co z tą całą pewnością siebie chodzi. Otóż to jest tak, że o ludziach mówi się, że są pewni siebie kiedy nie boją się robić czegoś nowego, nie boją się wyzwań czy zmian. A pani się trochę boi i dlatego pan twierdzi, że nie jest pewna siebie. Przemyślałam sprawę i wychodzi mi na to, że ja akurat jestem bardzo pewnym siebie kotem. Nie boję się wskakiwać coraz wyżej, nie boję się polować na większe ptaki (jak na przykład gołębie) i nie boję się też zmian - bo jak pan skosił trawę to wcale a wcale nie bałam się tego, że jest krótsza i nie mogę się w niej już chować. No chyba, że przychodzi co do wizyty u kociego doktora to już trochę tracę swoją pewność. Albo kiedy do domu przychodzi ktoś obcy... Ale ogólnie uważam się za pewnego siebie kota co może potwierdzić powyższe zdjęcie.
Macham łapką i do zobaczenia!

czwartek, 8 maja 2014

Szafy, szafki i szafeczki

Muszę się Wam do czegoś przyznać. Uwielbiam szafy, szafki i wszystkie szafeczki! Uwielbiam je otwierać, biegać po nich, chować się za nie a najbardziej to w nich spać. Pani na początku troszkę się na mnie denerwowała i mnie goniła ale w końcu dała za wygraną. I wyobraźcie sobie, że nawet ostatnio zrobiła mi w obu szafach posłanka, żebym mogła tam spać! Mówi, że wtedy przynajmniej nie śpię na jej czarnych ubraniach i nie zostawiam wszędzie kłaczków. A z tymi kłaczkami to ja nic nie poradzę - po prostu zmieniam futerko na letnie... Z szafek najfajniejsze są te w kuchni, bo pachną jedzonkiem i smakołykami... mmm.... Najlepsza jest szafka, w której pan i pani chowają moje chrupki. Zawijają je co prawda w dodatkowy worek i co jakiś czas przenoszą w inne miejsca ale ja mam dobry węch i zawsze je znajdę! Kiedyś chowałam się jeszcze w szufladzie kuchenki ale ostatnio okazało się, że tak urosłam, że już się tam nie mieszczę! A taka fajna była kryjówka... macham łapką i do zobaczenia!

poniedziałek, 5 maja 2014

Mój "stuningowany" domek

Jakiś czas temu pan i pani postanowili zrobić mi niespodziewajkę i "stuningowali" mój koci domek. I to jak!! Poprzedni domek też był fajny - można było go drapać, można było w nim spać albo ostrzyć pazurki na linie. Ale ten ma dużo więcej bajerów! Są w nim trzy wejścia, więc można przez niego przebiegać goniąc za piłeczką albo pluszową myszką! Do tego jego główna część jest postawiona na nóżkach, więc można się też schować pod domkiem albo wchodzić do niego od dołu (tak, tam też jest wejście!)! W ogóle jest super, zwłaszcza teraz, kiedy nie mam kociego kompana do zabawy i bawię się tylko ze swoimi ludźmi. A jak wiadomo zabawa w życiu kota jest bardzo ważną sprawą. Zwłaszcza interakcja z drugim kotem albo człowiekiem. Pani mówi, że to zacieśnia więzi i bawiące się osoby/ koty dużo bardziej się potem lubią. ja i tak bardzo lubię swoich ludzi, nawet kiedy się ze mną nie bawią tylko głaskają, karmią albo po prostu są w domu. Chociaż koci przyjaciel też jest fantastyczną sprawą...
Macham łapką i do zobaczenia!

środa, 23 kwietnia 2014

Rodzaje kotów





Nie uwierzycie, czego się dzisiaj dowiedziałam! Otóż dzisiaj pani przy sprzątaniu straszliwie narzekała, że w domu jest mnóstwo kotów. Kiedy to usłyszałam stanęłam jak wryta - obce koty w moim domu? I to mnóstwo? A ja ich nie zauważyłam? Pani powiedziała, że chodziło jej o koty z kurzu. Takiego cuda to ja jeszcze nie widziałam! Nie za bardzo wiedziałam o co pani może chodzić i co to oznacza, że te koty są z kurzu. Nie zabrzmiało to zbyt sympatycznie... I wtedy pani mi wytłumaczyła, że są różne rodzaje kotów! I że wcale nie chodzi tutaj o rasę kota ani o budowę ciała, czy długość jego futerka. Chodzi o to, że ludzie różne inne rzeczy nazywają kotami. Że na przykład na wiosnę pojawiają się na drzewach takie małe, zupełnie niesmaczne (wiem, bo próbowałam w ogrodzie sąsiadów) bazie, które ludzie nazywają kotkami. Bardzo mnie to zdziwiło, bo z żadnej strony nie przypominają kota ani z wyglądu ani z zapachu. Co więcej, okazało się, że na kulki zbitego kurzu ludzie też mówią koty - koty z kurzu! Myślę, że to już jest drobna obraza dla nas kotów, bo o ile bazie są jeszcze ładne to kurz jest paskudny, do niczego nie potrzebny i jeszcze się od niego kicha! Muszę przyznać, że ludzie ciągle mnie czymś zaskakują... Macham łapką i do zobaczenia!

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Święta, święta


Właśnie się dowiedziałam, że w ten weekend ludzie mieli znowu święta! Strasznie dużo tych świąt mają! Ale to nawet dobrze się składa, bo wiadomo, że jak są święta to są i smakołyki! Niestety są też goście w domu, za czym za bardzo nie przepadam, bo burzy to porządek mojego dnia. A jak już przyjeżdża tata naszego pana z psami (o czym Wam kiedyś już opowiadałam) to jest już całkiem niefajnie, bo trzeba zwiewać do stodoły i siedzieć na belkach pod dachem tak długo, aż sobie nie pojadą. Ale za to pan i pani mają dla mnie wieczorem zawsze jakieś smakołyki. Tym razem dostałam same nowości, których wcześniej nie próbowałam! Polędwiczkę (pychota!), pasztet z królika (całkiem niezły...), białą kiełbasę (nie specjalnie mi podeszła przyznam szczerze) i ugotowane jajko, które z tego wszystkiego smakowało mi najmniej. Za to kilka jajek ugotowanych, które pani pomalowała i wsadziła do koszyczka, który później stał na stole, świetnie nadawało się do zabawy! Kiedy pani zobaczyła jak bawię się tymi jajkami troszkę się zdenerwowała i przestawiła koszyczek na lodówkę, gdzie już nie sięgam...
Ciekawe kiedy znowu będzie jakieś ludzkie święto, bo coraz bardziej zaczynają mi się takie dni podobać.
Macham łapką i do zobaczenia!

środa, 16 kwietnia 2014

No i co z tą wiosną???


Chciałam opowiedzieć Wam o tym, jaka fajna jest wiosna (troszeczkę pamiętam sprzed roku, chociaż byłam wtedy bardzo malutka). Jak fajnie jest się wygrzewać w wiosennym słonku, polować na muchy i motyle, podgryzać świeżą trawkę... A tu jak na złość od ponad tygodnia praktycznie cały czas pada!!! A jak pada to nie jest przyjemnie, bo jest chłodno i mokro. I futerko się skleja i nieładnie wygląda. Nie powiem, hasam sobie całymi dniami, bo nie wysiedziałabym w domu, ale głównie buszuję w stodole, bo tam jest ciepło i sucho. I jest drewienko, które ładnie pachnie. I nawet czasami jakaś mucha wleci, to można ją upolować. Ale zdecydowanie to nie jest to! Więc się pytam: Co z tą wiosną? Bo bardzo bym chciała móc już wygrzewać futerko na słoneczku i hasać za owadami... Więc apeluję: Słoneczna wiosno przyjdź już!
Macham łapką i do zobaczenia!

wtorek, 25 marca 2014

Wiosenne porządki


Ostatnio z dnia na dzień zaczęło się robić coraz cieplej. Słoneczko przyjemnie grzeje w futerko, ptaszki śpiewają, latają różne owady. Dzięki temu pan i pani coraz częściej spędzają ze mną czas na podwórku. Kilka dni temu zabrali się na przykład za "wiosenne porządki" - cały taras i plac przy domu został porządnie zamieciony z zeszłorocznych listków i umyty. Później pan ściągnął ze strychu krzesełka, stolik i fantastyczny fotel, na którym od tego czasu ucinam sobie drzemki w słoneczku. Po całej tej pracy wieczorem pan i pani rozpalili grilla - dostał mi się całkiem duży kawałek kurczaczka! Co więcej - mogłam hasać po podwórku do późna a drzwi do domu były cały czas otwarte! Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się ta cała wiosna. Latają muchy i ptaszki, na które można polować, świeci słonko, w którym można się wygrzewać i praktycznie cały czas mogę biegać po podwórku i co chwilę zaglądać do domu na mizianko albo zerkać do miseczek, czy nie pojawiły się tam jakieś smakołyki. Szkoda tylko, że Aleks nie może się już cieszyć ze mną tymi wszystkimi fajnościami...
Macham łapką i do zobaczenia!

piątek, 7 marca 2014

[*]

Przedwczoraj, po niedługiej ale bardzo ciężkiej walce z chorobą mój braciszek i najlepszy przyjaciel odszedł za Tęczowy Most. Pan i pani bardzo chcieli temu zapobiec, panie weterynarz bardzo się starały, żeby go odratować ale niestety Aleks przegrał...
Na początku nie wiedziałam co się stało. Pani i pan wrócili do domu bez Aleksa ale ostatnio często zostawał u lekarza na kroplówki. Dopiero kiedy dalej nie było go wieczorem a potem nawet w nocy i na następny dzień a pani bardzo płakała zrozumiałam, że stało się coś złego... Bardzo brakuje mi mojego braciszka, bez niego jest jakoś tak nieswojo... A najgorsze jest to, że on już do mnie zza tego Tęczowego Mostu nie wróci....

poniedziałek, 17 lutego 2014

Światowy Dzień Kota




Dzisiaj rano nasza pani mocno nas wyściskała. Tak znienacka. Bardzo nas to zaskoczyło, bo zazwyczaj czas na przytulanki przychodzi dopiero po śniadaniu. A tu rano przytulanki, potem wypuściła nas na hasanko a pan nie krzyczał, że skaczemy po autach i zostawiamy łapki na szybach. A jeszcze potem pojawiły się miseczki pełne smakołyków. Pomyśleliśmy sobie z Aleksem, że to musi być jakieś kolejne ludzkie święto (takie jak Walentynki, które były niedawni). I okazało się, że prawie miałam rację! Pani wytłumaczyła nam, ze dzisiaj owszem jest święto, ale nie ludzkie tylko nasze, kocie! I że ludzie ustanowili to święto myśląc o nas, swoich ukochanych futrzakach! Otóż moi drodzy, dzisiaj mamy ŚWIATOWY DZIEŃ KOTA!!! I wszystkie koty, które mają swoich ludzi są nadprogramowo miziane, karmione i rozpuszczane! Bardzo podoba mi się takie święto i jak dla mnie to mogłoby trwać cały rok! I nie tylko dla kotów, które mają swoich ludzi ale i dla tych, którym się nie poszczęściło i czekają na nich w schroniskach albo są kotami dzikimi i o ciepłym domku nawet nie marzą. Dlatego w dniu naszego święta życzę wszystkim bezdomnym i schroniskowym kotom, żeby znalazły swój własny dom i swoich ludzi a najlepiej, żeby były tam już inne koty, bo razem jest zdecydowanie weselej! Macham lapką i do zobaczenia!

sobota, 15 lutego 2014

Bardzo dzielny Aleksander

Muszę Wam tutaj opowiedzieć o tym, jak dzielnego mam brata. Jak już pisałam wcześniej, na początku roku Aleks bardzo się pochorował - nie mógł jeść, przez co nie miał też siły na zabawę ze mną. Nasza pani doktor podejrzewała u niego takiego paskudnego wirusa, na szczęście okazało się, że to nie to. Ale jego języczek zaatakowała paskudna nadżerka i bardzo go to bolało, przez co właśnie nie mógł jeść. Pan i pani jeździli z nim do doktora i dostawał mnóstwo leków, w tym także zastrzyki! I w domu też pani wciskała mu do pyszczka na siłę tabletki (mnie też to nie ominęło!) a pan robił mu zastrzyki. Na szczęście te wszystkie leki podziałały i języczek mu się zagoił. Aleks zaczął jeść i odzyskiwać siły. Ostatnio nawet trochę się ze mną pogonił wokół domu! I zaczął też wychodzić ze mną na spacery! Bardzo się cieszę, że znowu jest "tym Aleksem"! I jestem z niego bardzo, bardzo dumna, że tak dzielnie znosił te zastrzyki i tabletki! Macham łapką i do zobaczenia!

Kilka słów o kociej miłości

Pani nam powiedziała, że wczoraj ludzie obchodzili Walentynki, czyli święto zakochanych. Nie bardzo zrozumieliśmy o co chodzi, więc pani nam wytłumaczyła, że w tym dniu ludzie okazują sobie miłość. Kupują różne prezenty, jedzą romantyczne kolacje (pan zrobił dla pani kolację z kurczakiem - też trochę dostaliśmy!), przytulają się i całują. Trochę nas to zdziwiło, bo my koty przecież robimy tak cały czas, bez specjalnego święta. Wtedy pani powiedziała, że to właśnie jest miłość. To, że dbamy o siebie z Aleksem, że Aleks mnie pilnuje, kiedy hasamy razem po ogrodzie, że śpimy razem przytuleni, że dzielimy się miejscem przy kominku i jemy z jednej miski. A nawet to, że jak Aleks był bardzo chory to go nie zaczepiałam tylko pozwalałam mu się spokojnie kurować. I że kiedy nie mógł sam zadbać o swoje futerko to ja go wylizywałam. Nie rozumiem po co ludziom te całe Walentynki, skoro można mieć takie święto cały czas... A muszę dodać, że z Aleksem kochamy nie tylko siebie ale i naszych ludzi. Pani powiedziała, że oni o tym wiedzą, bo lubimy się do nich przytulać, śpimy z nimi, mruczymy i nie chcielibyśmy uciec do kogoś innego. Dlatego oni też mają święto przez cały rok! Macham łapką i do zobaczenia!

poniedziałek, 3 lutego 2014

O kocich choróbskach słów kilka





My koty, mając swój domek i swoich ludzi często dożywamy zacnego wieku. Najstarszy na świecie kot miał ponad 30 lat! Niestety zdarza się też tak, że bez względu jak dobrze zajmują się nami nasi ludzie, dopadają nas różne choróbska. Jedne mniej a inne bardziej paskudne. I tak przy chorobie Aleksa pomyślałam sobie, że warto by się dowiedzieć o tych choróbskach czegoś więcej. Bo niestety też często zdarza się tak, ze ludzie nie zauważają, że z ich kotkiem dzieje się coś złego, co wynika głównie z tego, że my koty jesteśmy bardzo dumne i nie dajemy po sobie poznać, że się źle czujemy. Widać to dopiero kiedy choróbsko już porządnie nas dopada.
Chyba "najpopularniejszą" chorobą kotów jest tzw. koci katar. Przypomina on troszkę ludzkie przeziębienie - kot ucieknie z noska i kicha a do tego ma wysoką temperaturę. Można kota wyleczyć z tych nieprzyjemnych objawów, ale na zawsze pozostaje już nosicielem wirusa, który go zaatakował. Ale można też "dmuchać na zimne" i zaszczepić zdrowego kotka, żeby nie złapał nigdy takiego wirusa.
Bardzo straszną i zaraźliwą chorobą jest tzw. koci tyfus, czyli panleukopenia. To straszliwe choróbsko podobnie jak koci katar bierze się z wirusa ale jest dużo groźniejsze, bo może doprowadzić nawet do zapaści i śmierci kota! Na szczęście można temu zapobiec szczepiąc małego kotka przeciwko wirusowi.
W kwestii wirusów wywołujących kocie choroby powiedzieć trzeba też o kaliciwirusach, które prawdopodobnie zaatakowały Aleksa (chociaż nie jest to pewne, bo ja ciągle jestem zdrowa). Są to takie wirusy, które atakują drogi oddechowe kotów i powodują różne paskudne nadżerki (to takie coś, że znika na przykład pół języka). Nie są bardzo trudne do wyleczenia, ale trzeba przeciwko nim szczepić kota co jakiś czas, bo jedno szczepienie nie wystarcza.
Okropną, ale łatwą do wyleczenia chorobą jest świerzb, który najczęściej zagnieżdża się w kocich uszach i powoduje, że te straszliwie swędzą. podaje się na to taką specjalną maść wprost do ucha - uwierzcie mi, nie jest to przyjemne...
Śmiertelną chorobą kotów jest kocia białaczka. Na szczęście nie tak łatwo się nią zarazić, ale kiedy kot jest już zarażony to przestaje jeść, ma gorączkę, chudnie i jest bardzo osowiały. A najgorsze jest to, że nie da się go z tej choroby w żaden sposób wyleczyć.
Jest też choroba, na którą umarł Pedro, kot który mieszkał w naszych ludzi przed nami - przewlekła niewydolność nerek. Bardzo długo nie widać jej objawów a kiedy się je zauważy to zazwyczaj jest już za późno, żeby kota wyleczyć. Niestety tak właśnie było u Pedra. Problemy z nerkami mogą się u kota zrobić ze stresu albo przez zakamienione zęby.
A to jeszcze nie są wszystkie choroby, na jakie możemy zachorować... Dlatego warto czasami pojechać do kociego doktora i nie robić z tego jakiejś wielkiej afery...
Więc apeluję do wszystkich kotów - nie uciekajcie przed wizytą u weterynarza, bo to ZAWSZE jest dla Waszego dobra! Macham łapką i do zobaczenia.

niedziela, 2 lutego 2014

O niefajności chorowania


Dzisiaj będzie niewesoły temat. Ostatnio Aleks się pochorował. Przestał się ze mną bawić, nie interesuje go w ogóle wychodzenie do ogrodu na codzienne hasanie a na dodatek nie chce za bardzo jeść. Nawet smakołyków! I zrobił się bardzo smutny i chudziutki. Pan i pani zareagowali od razu i zabrali go do kociego doktora. Dostał kilka zastrzyków i tabletki, które pani wciskała mu na siłę do pyszczka, bo nie chciał ich tak normalnie jeść, nawet jak były ukryte w świeżym mięsku. Powiem szczerze, że też bym się nie dała na takie ukrywanie nabrać, bo wszystkie tabletki straszliwie śmierdzą... W każdym razie z Aleksem dalej nie jest tak, jak powinno być... Bardzo mnie to martwi, bo to przecież mój przyszywany brat i najlepszy przyjaciel... Na szczęście Aleks jest bardzo mądry i nie wyrywa się przy wmuszaniu mu tabletek czy robieniu zastrzyków, bo wie, że to dla jego dobra. Nie mogę się już doczekać, kiedy te wszystkie leki pomogą i Aleks znowu zacznie zachowywać się jak Aleks! Jestem pewna, że wyhasamy się wtedy za wszystkie czasy! Trzymajcie kciuki i kocie łapki za mojego braciszka! Nawet te psie łapki mile widziane... Macham łapką i do zobaczenia.

czwartek, 16 stycznia 2014

Strachy


Pani powiedziała ostatnio, że chętnie by się z nami zamieniła. Nasze dni polegają głównie na jedzeniu, spaniu, mizianiu i zabawie i nie mamy żadnych trosk. Niestety kocie życie nie składa się z samych tylko przyjemnych rzeczy... Bo w kocim życiu pojawiają się niestety czasami strachy. Co to są te całe strachy? A na przykład kiedy bawimy się spokojnie na podwórku a tu nagle przejeżdża duży samochód robiąc całą masę hałasu. Albo kiedy pani nagle ni stąd ni zowąd wyciąga odkurzacz i zaczyna sprzątać. Trzeba wtedy uciekać ile sił w łapkach i szybciutko szukać jakiegoś bezpiecznego miejsca, żeby się schować!!! Zdarza się też tak, że kot sobie smacznie śpi w łóżku ze swoimi ludźmi a tu nagle któreś z nich kota zrzuca! Najczęściej zdarza się to naszej pani, bo ona strasznie się wierci kiedy śpi, gorzej niż ja przy czesaniu!! Na szczęście nie jest tych strachów dużo i można sobie z tym jakoś poradzić. Ale pamiętajcie - kocie życie nie jest wcale takie sielankowe, jak się na pierwszy rzut oka wydaje!!! Macham łapką i do zobaczenia!

niedziela, 12 stycznia 2014

Bolibrzuch Aleksa






Dwa dni temu Aleks się pochorował. Cały czas tylko leżał i nic nie chciał jeść. Nawet naszych ulubionych chrupaków! A do tego w ogóle nie chciał się ze mną bawić ani wychodzić z domu! Pan i pani co chwilkę do niego podchodzili i głaskali, i nawet próbowali wcisnąć mu jedzonko na siłę. Ale nic nie pomagało - Aleks dalej był nieswój. Próbowałam go zaczepiać, żeby się ze mną troszkę pobawił, ale pani mnie odgoniła, mówiąc, że Aleks się źle czuje i ma bolibrzucha. Nie za bardzo wiedziałam co to jest ten cały bolibrzuch, więc pani mi wytłumaczyła, że kotki tak mają jak zjedzą coś nieświeżego albo jedzą za szybko i za dużo. Aleks zjadł bardzo dużo wątróbki i chyba dla tego tak źle się poczuł. To tak jak było ze mną, kiedy wyjadłam Aleksowi szyneczkę i potem wymiotowałam. Na szczęście dzisiaj Aleks poczuł się już lepiej i nawet zjadł miseczkę kurczaka. Mam nadzieję, że teraz już nie będzie jadł tak dużo na raz i nie będzie go więcej bolał brzuch. Bo jak Aleks jest chory to jest straszliwie nudno i nie ma się z kim bawić... Macham łapką i do zobaczenia!

niedziela, 5 stycznia 2014

Rosnę jak na drożdżach!


Zobaczcie! Całkiem niedawno byłam jeszcze maleńkim kociątkiem a teraz już jestem dużą kotką! Nasza pani mówi, że rosnę jak na drożdżach. Nie wiem, skąd jej się to wzięło bo w życiu nie widziałam żadnych drożdży na oczy... W każdym razie jestem już prawie taka duża jak Aleks!! I pan i pani traktują mnie już jak dorosłą kotkę - mogę sama hasać po podwórku wieczorem i nie proszą Aleksa, żeby mnie pilnował. A na dodatek ostatnio upolowałam nornicę!! Całkiem sama!!! Chociaż z drugiej strony bycie dużą ma też swoje minusy. Pan i pani już nie wtrącają się do moich i Aleksa bójek i zdarza się, że Aleks porządnie da mi w kość. No i coraz mniej przewinień uchodzi mi na sucho. Kiedy ostatnio nasikałam do wanny pani nie mówiła już, że jestem małym kotkiem i trzeba mi wybaczyć bo jeszcze nie wiem, że tak nie wolno. Przyznam, że dostałam całkiem srogą bubę... I już sama nie wiem, czy to aż tak fajnie jest być dużym kotem... Macham łapką i do zobaczenia!