poniedziałek, 24 listopada 2014

Kilka słów o prezentach trafionych i tych niekoniecznie...


       Nasza pani wprowadziła taki zwyczaj, że kiedy nie ma jej dłużej w domu, to zawsze przywozi nam jakiś prezent. A to smakołyki, a to jakąś zabawkę ale czasem wymyśla na prawdę niesamowite rzeczy. Ostatnio na przykład przywiozła ze sobą nasze ulubione chrupaki i ... fioletowego sztucznego kota!!! I wyobraźcie sobie, że była pewna, że ten kot nam się spodoba. Ledwo weszła do domu, pogłaskała nas na dzień dobry i postawiła to dziwne coś na podłodze czekając na naszą reakcję. No cóż, muszę przyznać, że jesteśmy z Betką z natury ciekawskie, więc podeszłyśmy obejrzeć co to takiego. Z jednej strony wyglądało jak kot, tylko w ogóle nie pachniało, nie miauczało ani się nie ruszało. Tak więc ze względu na wyżej wymienione cechy nie zainteresowało nas specjalnie. Pani była trochę zawiedziona (tak jak wtedy, kiedy pokazała mnie i Aleksowi zabawkowego psa, który po włączeniu chodził i szczekał a my się w ogóle nie ruszyliśmy sprzed kominka) i pokazała nam drugi prezent, który ze względu na walory zapachowe i smakowe zdecydowanie bardziej wzbudził nasze zainteresowanie. I wtedy pani powiedziała, że czasami niestety każdemu zdarza się zrobić komuś nietrafiony prezent. Pan bardzo się z tego śmiał, powtarzając co chwilę "a nie mówiłem" a sztuczny kot wylądował na parapecie w sypialni, ponieważ kolorystycznie idealnie komponuje się z roletami.
Macham łapką i do zobaczenia!