Strony

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Historia czarnego kota bez imienia






Wyobraźcie sobie drodzy Państwo, że nasza pani ZNOWU przyniosła do domu kota! Jakie było moje zdziwienie, gdy wróciłam z porannej przechadzki po ogrodzie sąsiadów i zobaczyłam Betkę bawiącą się z obcym, czarnym kotem! Rzuciłam pani wymowne spojrzenie i poszłam spać na strych mając nadzieję, że jak wstanę, to czarnego kota już nie będzie. Niestety jak wstałam czarny kot był nadal a na dodatek jeszcze w najlepsze hasał po moim domu i wyjadał z mojej miseczki! Pomyślałam sobie, że pani już całkiem zwariowała, ale cóż zrobić, będę się musiała przyzwyczaić, że nie dość, że nie jestem już sama, to jesteśmy teraz trzy (bo czarny kot okazał się kotką). Nauczona doświadczeniem z Betką wiem już, że kot dosyć szybko z obcego zamienia się w swojego - trzeba tylko trochę poczekać. Przyznam, że byłam nawet ciekawa jak to dokładnie wygląda, taka zmiana, bo przy Betce nie zdążyłam zauważyć... Zdziwiło mnie tylko, że nowy kot nie dostał żadnego imienia. Kiedy zapytałam o to panią, powiedziała mi, że to dlatego, że nie zostanie z nami, tylko zabierze go mama naszego pana i ona da mu imię i domek. Zdziwiłam się bardzo, bo nie było jeszcze takiej sytuacji, żeby kot chwilę był u nas a potem jechał do kogoś innego... A wczoraj mama naszego pana faktycznie przyjechała i zachwyciła się czarnym kotem. A wieczorem, po długich debatach, czarny kot przestał być tylko nowym czarnym kotem i dostał imię - Noris. I mając już to imię, dzisiaj pojechał do swojego nowego domku. I muszę się przyznać - było mi nawet trochę smutno, kiedy został wpakowany do transporterka i odjechał, bo w sumie nie było nam we trzy aż tak źle... Przynajmniej Betka miała z kim szaleć a ja mogłam spokojnie zająć się swoimi kocimi sprawami (takimi, które mają dorosłe koty, takie jak ja). W każdym razie życzymy z Betką Noris, żeby była szczęśliwa i miała u swojej nowej pani dużo hasania, jedzonka i miziania. Pani nawet powiedziała, że może nas kiedyś wpakuje w nasze transporterki i przyjedziemy w odwiedziny, ale chyba jednak wolałabym nie ruszać się z domu... A może Noris kiedyś przyjedzie do nas... Byłoby chyba nawet całkiem fajnie...
Macham łapką i do zobaczenia!

środa, 13 sierpnia 2014

O tym, że mamy w domu "koci szpital"






No to się porobiło... Mamy w domu koci szpital! Mnie bardzo ropieją oczka i nikt do końca nie wie dla czego... Zostałam dzisiaj rano znienacka wpakowana przez panią do kontenerka i zawieziona do doktora. Wcale a wcale mi się nie podobało... A na domiar złego dostałam mnóstwo zastrzyków i pani doktor mierzyła mi temperaturę, nie chcecie wiedzieć gdzie... Na szczęście wszystkie te leki zadziałały i oczka nie ropieją mi już tak bardzo i dużo lepiej się czuję. Ale, żeby nie było tak pięknie to popołudniu Becia zaczęła sikać krwią... Pani aż usiadła z wrażenia i powiedziała, że jak nie urok to kupa... Zapakowała Becię do kontenerka i pojechała z nią do przychodni. Pani doktor podobno bardzo się zdziwiła widząc panią z drugim kotem tego samego dnia. Betka też dostała kilka zastrzyków i miała mierzoną temperaturę (nadal nie chcecie wiedzieć gdzie...). Kiedy pani wróciła z Becią byłyśmy obie tak wymęczone i lekko zamroczone lekami, że od razu poszłyśmy spać - i to razem! Becia nawet nie próbowała mnie podgryzać! A kiedy pan wrócił z pracy i zobaczył ile leków dostałyśmy do domu to aż chwycił się za głowę! Taki nam się dzisiaj przydarzył dzień...
Macham łapką i do zobaczenia...

niedziela, 10 sierpnia 2014

Kilka słów o tym, jak OBCY staje się SWÓJ






Cóż, muszę przyznać, że ta cała Becia nie jest aż taka zła jak myślałam... Nawet udało na się złapać jako taką nić porozumienia i już nie chce mi się na jej widok uciekać. Co prawda nie jest to taka przyjaźń jaką mieliśmy z Aleksem ale pani mówi, że widzi duże postępy. Już gonimy się po domu i toczymy kocie bójki, zwłaszcza na łóżku, kiedy pan i pani kładą się spać. Ale muszę przyznać, że Becia jest szalona - tylko by biegała i podgryzała albo polowała na mój ogonek! Pani mówi, że tak samo zaczepiałam Aleksa jak byłam mała, ale jakoś sobie tego nie przypominam... W każdym razie jest już trochę lepiej, nawet pachnieć Becia zaczęła jakoś tak bardziej normalnie. Pani mówi, że to się nazywa oswajanie i jeszcze trochę a będziemy razem spały... No nie wiem, nadal nie jestem w pełni przekonana... Chociaż to całkiem fajnie jest mieć kompana do zabawy...
Macham łapką i do zobaczenia.