środa, 27 listopada 2013

Zasady

Dzisiaj pani powiedziała, że jesteśmy straszliwie rozbestwionymi kotami i robimy co nam się żywnie podoba. I, że nie słuchamy ani jej ani pana a to przez to, że nie mamy żadnych zasad. Z tym rozbestwieniem to miała trochę racji, bo łobuzujemy trochę z Aleksem ostatnio. Ale z tymi zasadami to nie bardzo zrozumieliśmy o co chodzi. Pani wytłumaczyła nam, że zasady to takie zakazy i nakazy, które są po to, żeby w domu było dobrze i trzeba ich koniecznie przestrzegać. Czyli chodzi o to, że nie wolno nam skakać po stole, bo wtedy robi się brudno, albo, że nie wolno nam sikać na kanapę, nawet jak jesteśmy źli, bo wtedy śmierdzi i pan się bardzo denerwuje. Albo, że nie wolno nam wychodzić na noc, bo po okolicy biegają duże i niebezpieczne psy i to dla naszego dobra jest taka zasada. Przyznam szczerze, że te zasady nie za bardzo nam się podobają, ale co zrobić... Na szczęście dotyczą też pana i pani - muszą nam napełniać miseczki i miziać, kiedy mamy na to ochotę. Więc może nie jest z tymi zasadami aż tak źle... Macham łapką i do zobaczenia!

piątek, 15 listopada 2013

Wielkie Sprzątanie





Ostatnio w naszym domu działo się całe mnóstwo dziwnych rzeczy! Najpierw zostaliśmy z Aleksem na dwa dni całkiem sami w domu, potem wróciła tylko sama pani a dopiero po kilku dniach pan. Ale później, jak by było nam mało przygód, pani postanowiła zrobić w domu Wielkie Sprzątanie. Wiemy, bo oznajmiła nam rano, że jest ładna pogoda, więc mamy uciekać na podwórko i jej nie przeszkadzać, bo będzie sprzątać. Nie powiem, całkiem nam się ten pomysł z wyjściem podczas sprzątania podobał, bo pani zawsze wtedy używa odkurzacza, który straszliwie hałasuje. A że zazwyczaj to całe sprzątanie trwa tylko chwilę, to spokojnie można wrócić do domu na obiadek. Ale tym razem było inaczej! Pani sprzątała przez cały dzień, powynosiła mnóstwo rzeczy i myła je albo trzepała na podwórku. Potem myła okna i nie wolno nam było się zbliżać i skakać po parapecie jak zazwyczaj. A potem jeszcze umyła podłogę i kiedy Aleks przemknął się cichaczem do kuchni dostał straszliwą burę, bo wszędzie poodbijały się jego łapki! W końcu wieczorem pani wpuściła nas do domu i nakarmiła. Wcale nam się to całe wielkie sprzątanie nie podobało, zwłaszcza, że w domu pachniało zupełnie inaczej niż na co dzień i czuliśmy się trochę nieswojo... Następne takie porządki pani zapowiedziała na święta, więc mamy jeszcze trochę spokoju od tego całego porządkowego zamieszania. Macham łapką i do zobaczenia!

środa, 13 listopada 2013

Jak zostaliśmy sami w domu..



Ostatnio stało się coś bardzo dziwnego - zostaliśmy z Aleksem sami w domu na całe dwa dni!! Nie to, żebyśmy nigdy nie zostawali sami w domu, bo kiedy pan i pani idą do pracy, to sobie bez nich radzimy. Ale nigdy nie trwało to aż tak długo. A już dzień wcześniej czuliśmy, że coś się święci! I pan i pani chodzili lekko spięci i co chwila wrzucali różne przedmioty do torby, która zazwyczaj leży na szafie. I dosyć wcześnie poszli też spać a rano wcześnie wstali. I o dziwo pan nie wypuścił nas jak co dzień na poranne hasanie. I dostaliśmy do miseczek mnóstwo jedzonka. Nie, żeby nam się nie podobało czy coś, ale było to zaskakujące, bo zazwyczaj dostajemy jeść dopiero po hasaniu - i to nie w takiej ilości. Więc pan dał nam jeść, pani posprzątała kuwetki a potem pojechali. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo często rano wyjeżdżali a potem popołudniu albo wieczorem wracali. Ale teraz przyszedł wieczór a ich dalej nie było. Zaczęliśmy się trochę z Aleksem martwić, zwłaszcza, że miseczki wylizaliśmy do czysta i zostały nam tylko chrupki, za którymi nie przepadamy. Prawdziwy strach pojawił się rano, kiedy ani pani ani pana nadal nie było. Kto to widział, żeby na tyle czasu zostawiać koty same i to jeszcze bez możliwości wyjścia do ogrodu pohasać? Pani wróciła dopiero wieczorem następnego dnia. Co prawda od razu nas wypuściła do ogrodu a potem dała dużo jedzonka, ale i tak byliśmy z Aleksem obrażeni. Nawet nie miauknęliśmy na jej widok. Ale później dała nam nasze ulubione przysmaki i jej wybaczyliśmy. A kilka dni później pani znowu wyjechała z samego rana, ale na szczęście wróciła już popołudniu i to z panem, więc się nie obrażaliśmy, tylko cieszyliśmy, że wszystko jest znowu po staremu. Bo po staremu znaczy najlepiej... Macham łapką i do zobaczenia.