wtorek, 31 grudnia 2013

Szczęśliwego Kociego Roku!!!!!



Ludzie mają coś takiego jak kalendarz. Polega to na tym, że są różne dni, różne pory roku i różne lata. I według tego całego kalendarza właśnie kończy się rok. Pani powiedziała nam dzisiaj, że ten ostatni dzień roku nazywa się Sylwestrem a jego wyjątkowość polega na tym, że wszyscy ludzie bawią się do białego rana a przynajmniej do północy. Niestety robią przy tym straszliwie dużo hałasu i wiele zwierzątek się wtedy bardzo boi. Dla mnie jest to pierwszy taki dzień więc jeszcze nie wiem, czy będę się bała. Na pewno pan i pani nie pozwolą, żeby stało nam się coś złego... W każdym razie ludzie w tym dniu składają sobie mnóstwo życzeń na nadchodzący rok i robią "postanowienia". Postanowienia polegają na tym, że mówi się na przykład: "od jutra nie skaczę po stoliku", przez chwilę nawet się to udaje a potem wszystko wraca do normy. My koty jesteśmy za mądre na robienie takich postanowień. Ale do życzeń noworocznych z chęcią się przyłączymy! Życzymy wszystkim kotom i kociarzom

SZCZĘŚLIWEGO KOCIEGO ROKU!!!!!!!

Macham łapką i do zobaczenia w Nowym Roku!


piątek, 20 grudnia 2013

Świąteczne przygotowania





Ostatnio w naszym domu dzieją się różne dziwne rzeczy... Nie dosyć, że przez kilka ostatnich dni pani ciągle wszystko sprzątała to jeszcze pojawiło się kilka nowych rzeczy. Po pierwsze ze strychu został ściągnięty spory karton z dziwnym drzewkiem w środku. Drzewko jest bardzo kolorowe i świeci jak lampka ale w ogóle nie pachnie! Drzewa w ogrodzie, nawet te najmniejsze, mają jakiś swój zapach a to w ogóle! Obeszliśmy je z Aleksem w koło szukając jakiegokolwiek zapachu, ale nawet wiszące na nim szyszki okazały się sztuczne! W ogóle nie rozumiem po co komu takie nie pachnące drzewko... Dla tego bardziej zainteresowaliśmy się kartonem. Próbowaliśmy się w nim bawić (bo wiadomo, że to najlepsze miejsce do zabawy!) ale pani od razu nas pogoniła i zabrała karton z powrotem na strych. Przyznam, że byliśmy trochę zawiedzeni... Ale zaraz pani przyniosła reklamówki z różnymi innymi dziwnymi rzeczami. Był tam tak samo nie pachnący niczym stroik, który zawiesiła na kominku, lampki, które po włączeniu do kontaktu świeciły kolorowo (od razu zostały rozwieszone na poręczy schodów), świeczkę, która bardzo mocno pachniała wanilią i dwa szeleszczące łańcuchy. Świeczka była mało interesująca, a wręcz niefajna, bo za mocno pachniała, za to łańcuchy... Aleks od razu zaczął w nich baraszkować! Zabawy było mnóstwo! I nawet pani na nas nie nakrzyczała, tylko śmiała się, że i koty poczuły świąteczny klimat. Łańcuchy w końcu wylądowały na poręczy schodów (razem z lampkami) a my wymęczeni zabawą poszliśmy spać na swoim posłanku przed kominkiem. A potem wieczorem dostaliśmy na kolację jeszcze trochę rybki. Całkiem fajne te przygotowania do świąt. Macham łapką i do zobaczenia!

czwartek, 12 grudnia 2013

Wanna

W naszym domu w łazience stoi taka ogromna miska - pan i pani nazywają ją wanną. Na co dzień nie jest ona zbyt interesująca. Faktycznie, można do niej wskoczyć, pobiegać trochę za swoim ogonkiem albo za cieniem ale nie jest to jakieś szaleństwo. Wanna robi się ciekawa dopiero wtedy, kiedy pani nalewa do niej wody. Albo kiedy do tej wody dodaje takiego płynu, z którego robią się bąbelki. Ile jest wtedy frajdy! Aleks, który nie boi się wody, zawsze zagląda do wanny, kiedy pani przygotowuje kąpiel i poluje na łapką piankę "pac pac". Ja tam wody za bardzo nie lubię, więc tylko wskakuję na wannę i obserwuję jak pływają w niej bąbelki. Pani zawsze nas zaprasza, żebyśmy się z nią wykąpali, ale robi tak chyba tylko dla żartu, bo przecież wie, że koty i woda to dwa odległe światy... Zresztą po chwili wanna, nawet ta pełna wody i pianki, przestaje być ciekawa. Gonimy się wtedy z Aleksem po domu albo chowamy pod dywanikami w łazience. Czasami nas na prawdę roznosi ale to dlatego, że wiemy, że ani pani ani panu nie będzie się chciało wychodzić z wanny, żeby na nas nakrzyczeć. Ale najbardziej dziwi nas fakt, że ludzie potrafią tyle czasu spędzać w takiej misce z wodą - tak na prawdę to nie do końca wiadomo po co. Pani mówi, że to przyjemność się tak "odmoczyć" ale ja nie potrafię tego zrozumieć... Macham łapką i do zobaczenia!

niedziela, 8 grudnia 2013

Kocie bójki


Opowiadałam Wam już kiedyś, jak to fajnie jest mieć takiego kociego przyjaciela. Że można się z nim bawić i że kot, który ma przyjaciela nigdy się nie nudzi. Dzisiaj opowiem troszkę o kocich bójkach. Bo są ich dwa rodzaje. Pierwszy to takie poważne walki, jakie najczęściej staczają ze sobą koty żyjące na wolności, czyli nie mające swoich domków. Biją się wtedy o jedzenie albo o terytorium. I robią tak nie tylko dzikie koty! Pani opowiadała nam jak raz Pedro, kot który mieszkał w naszym domu przed nami, wdał się w bójkę z obcym czarnym kocurem, który przychodził na nasze podwórko. Pani chciała tego czarnego kocurka dokarmiać, ale Pedrowi się to bardzo nie spodobało i przegonił go gdzie pieprz rośnie, czyli bardzo bardzo daleko. My z Aleksem raczej się w tego typu bójki nie wdajemy, bo jesteśmy kotami nastawionymi pokojowo - wolimy spokojnie przyglądać się obcym z pewnej odległości. Za to zdarza nam się prowadzić drugi typ kocich bójek - bójki dla zabawy. Wiąże się to zazwyczaj z pyszną kolacyjką albo powrotem pana i pani po całym dniu ich nieobecności. Bo my z Aleksem tak na prawdę prowadzimy bójki z radości. Na prawdę! Kiedy się porządnie najemy to najpierw biegamy wkoło domu mocno tupiąc a potem kładziemy się przed kominkiem albo na łóżku i okładamy się łapkami ile wlezie. A kiedy cieszymy się, że pan i pani wrócili to też biegamy mocno tupiąc a potem polujemy na siebie wzajemnie, ale tak, żeby było nas dobrze widać. Takie bójki rozładowują nasz stres, poprawiają kondycję i zacieśniają więzy między nami. Tak mówi nasza pani. Pan mówi, że włącza nam się głupawka i jesteśmy "wariaty". A ja myślę, że takie "bójki na pokaz" najlepiej wpływają na stan naszych miseczek, bo jak pan i pani mają dobry humor po oglądaniu naszych wygłupów to często dają nam jakieś ekstra smakołyki! Macham łapką i do zobaczenia.

środa, 4 grudnia 2013

Kocie "tajemne moce"


Nie wiem, czy Wam wiadomo, ale koty mają swoje tajne moce, dzięki którym udaje im się osiągać różne rzeczy. Działa to tylko na ludzi niestety ale i tak jest to bardzo fajna sprawa. Ważną mocą kota jest przejmujące miauczenie. Kiedy kot jest na przykład głodny albo bardzo chce wyjść sobie pobiegać a ludzie nie zwracają uwagi na klasyczne oznaki tego chciejstwa, trzeba uciec się do mocy miauczenia. Siada się wtedy w odpowiednim w zależności od chciejstwa miejscu (miseczka, lodówka, parapet) i miauczy. Ale nie tak zwyczajnie, tylko przeciągle i żałośnie, jakby się kotu działa straszliwa krzywda. U nas działa to bardziej na pana, bo pani się uodporniła i potrafi wytrzymywać to nasze zawodzenie dłużej niż my sami.
Inną opatentowaną kocią mocą jest patrzenie. I to nawet kiedy ludzie jeszcze śpią! Używamy jej z Aleksem nad ranem, kiedy chcemy wyjść pobiegać a wiemy, że miauczenie o tej porze zdenerwowałoby nawet panią i byłyby krzyki (a my bardzo krzyków nie lubimy, bo to znaczy, że coś przeskrobaliśmy i pani jest zła). Siadamy wtedy na nocnej szafce stojącej przy łóżku i wpatrujemy się w pana (lub panią) tak długo aż nie otworzy chociaż jednego oka. A kiedy to zrobi, to robimy łapką delikatne pac pac po twarzy i już wiadomo, że pan wstanie uśmiechnięty i otworzy nam okno, żebyśmy mogli pohasać. Wolimy tak robić panu, bo on już później nie idzie spać i jak za chwilę wracamy to nas wpuszcza i daje nam śniadanko. Pani raz nas wypuściła a potem poszła znowu spać i musieliśmy czekać z pustymi brzuszkami, żeby się obudziła i nas zobaczyła.
A najważniejszą kocią mocą jest UROCZOŚĆ. Nie urok osobisty czy ładny wygląd, ale właśnie uroczość. Bo kiedy w grę wchodzą smakołyki takie jak nasze ulubione chrupki czy szyneczka, trzeba szybko je zdobyć. A najlepiej zrobić to przyjmując uroczą pozę i popatrzeć "kocimi oczami" - zawsze działa!
Macham łapką i do zobaczenia!

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Aleks - Ciasteczkowy Potwór


Aleks od zawsze miał nietypowe jak na kota upodobania kulinarne. Zjadał pomidory, kapustę, a raz nawet ukradł panu kawałek kalafiora z talerza. Nie powiem, bo z ludzkiego jedzenia to też lubię kilka rzeczy - śmietankę, mleko, masełko... A najbardziej majonez, zwłaszcza, kiedy jest na kanapkach pana albo pani... Ale ostatnio Aleks zaskoczył wszystkich!!! Wyobraźcie sobie, że zjadł cały kawałek makowca!!! Pan i pani pili akurat wieczorną kawę (kawę z mlekiem też lubię! zwłaszcza, jak pan zostawia filiżankę na stoliku i udaje mi się trochę uszczknąć, kiedy nie patrzy!) i do kawy jedli makowca. Często jedzą coś do kawy, czego nie za bardzo rozumiem, bo kawa sama w sobie jest dobra i nie trzeba już do niej żadnych  smakołyków. Ale kto zrozumie ludzi... A wracając do sedna. Kiedy wypili już tę kawę, pani poszła do kuchni wynieść filiżanki do mycia a pan wstał dorzucić drewienka do kominka. I wtedy do akcji wkroczył Aleks. Zakradł się niepostrzeżenie do stolika, wskoczył, obwąchał zawartość talerzyka (czyli makowiec) i zaczął wcinać. Pan i pani kiedy to zobaczyli zaczęli się bardzo śmiać i nawet zapomnieli na Aleksa nakrzyczeć. Pokruszyli mu tylko ten nadjedzony kawałek i nazwali go Ciasteczkowym Potworem. Temu Aleksowi to się zawsze upiecze... Macham łapką i do zobaczenia!